Może od czasu do czasu jakiś krok w bok

Joanna Pawlik w rozmowie z Grzegorzem Malechą

  • 25 Czerwiec 2020

Joanna Pawlik: Sprowadzasz świat podmiotu lirycznego do niewielkich przestrzeni: osiedla, mieszkania, bramy, drogi do szkoły. Z jednej strony wszystko jest bliskie i znane, z drugiej, bardzo niedosłowne. Tytułem książki chcesz od razu ukierunkować czytelnika na pozajęzykowe i metaforyczne relacje, w które wchodzą słowa? Metonimia to nazwa środka stylistycznego, w dosłownym tłumaczeniu zmiana nazwy, wyrażenie, w którym coś zastępuje coś innego. 

Grzegorz Malecha: Nie wiem, czy chcę nakierowywać czytelnika na jakiś trop, chyba lepiej dać mu swobodę interpretacji, być może odkryje coś więcej niż ja sam, na co po cichu liczę. Książka jest wypadkową wielu rozmów i spotkań z ludźmi. Wątki tych rozmów łączą się, krzyżują oraz implikują kolejne, tworząc osnowę książki. Nie wiem, czy nie zrobiłem jakiegoś głupstwa, ale u mnie podmiot lityczny jest zbudowany z wielu przenikających się osobowości, podobnie zresztą jak historie w wierszach – jest ich wiele, są różnorodne. Stąd metonimia, chociaż sam tytuł wymyśliłem pod koniec pracy nad książką. Usłyszałem przypadkiem to słowo i ono stało się spoiwem, tkanką łączną.

Czyli jest kilka historii, wątków, wiele podmiotów, ale one wszystkie sprowadzają się do opisu i obserwacji jednego, zwyczajnego życia. To się trochę przekłada na język Metonimii: unikasz wybujałych metafor, zaskakujących rozwiązań składniowych, w twoim rekwizytorium warsztatowym skłaniasz się raczej ku mowie potocznej, prostej.

Aż ciśnie się na usta określenie superpodmiot. (śmiech) Nie zgodzę się jednak z kategorią „zwyczajnego życia”, żadne, według mnie, tak naprawdę nim nie jest, chyba że mówimy o powtarzalności codziennych rytuałów, w takim przypadku wybujałe metafory mogłyby nawet zniekształcić obraz, jaki chciałbym pokazać. Być może wynika to również z mojego zainteresowania haiku, gdzie jak wiadomo, metafora jest bardzo ograniczona. Na początku miałem wręcz problem z niestosowaniem metafor, ale kiedy już przyjąłem to za standard, przestałem w całej rozciągłości. (śmiech)

Piszesz, że haiku wyrabia w tobie samoograniczenie i dyscyplinę, co jeszcze stanowi o twoim modus operandi i wpływa na jakość pisania?

Oprócz samoograniczenia i dyscypliny, haiku powstrzymuje mnie przed wylewnością, bo prywatnie jestem bardzo gadatliwy, a wynika to z zawodu jaki wykonuję, po prostu gadaniem zarabiam na życie. Nie posiadam jakiegoś odgórnego sposobu na pisanie, ani też nie narzucam sobie żadnych ram, każdy wiersz, każdy wers poprawiam do skutku, potem odkładam, znowu do niego wracam i ponownie poprawiam. Czasem są to zmiany kosmetyczne, niekiedy powstaje całkiem nowy wiersz. Natomiast na jakość mojego pisana, największy wpływ ma czytanie innych. Czytam bardzo dużo, uczę się, podpatruję, wyciągam wnioski i mam nadzieje, że ktoś, czytając mnie, robi podobnie.

No właśnie, nie tylko czytasz książki w sensie lekturowym, ale i dosłownym, nagrywając własne odczyty wierszy na Facebooku, ponadto organizujesz teksty poetyckie do cyklicznych audycji w radiu Koszalin, jesteś bardzo aktywny w propagowaniu poezji współczesnej w mediach społecznościowych. Czy ta działalność nie stanowi momentami przeszkody w pisaniu własnym, nie odczuwasz słynnego „lęku przed wpływem”, nie jesteś zwyczajnie zazdrosny o cudze wiersze?

Ta działalność uzupełnia moje pisanie, w którym, jak każdy, miewam przestoje i wtedy najlepszym remedium jest czytanie innych. Lęku żadnego nie odczuwam, uważam, że należy czerpać z lepszych od siebie, albo próbować im dorównać. Zazdroszczę niektórych wierszy ich autorom, ale mam nadzieję, że nikt nie ma mi za złe sposobu, w jaki ta zazdrość się objawia.

W wierszu „mapa nocnego nieba” piszesz: „wygląda że najmniej wiemy o sobie”. Do czego byłaby przydatna ta wiedza?

Myślę że każdemu do czegoś innego. Ja uważam, że tylko pełna wiedza na dany temat upoważnia nas do jego oceny, w przeciwnym razie nasz osąd może być niewłaściwy. Podobnie sprawa ma się z ludźmi, z relacjami między nimi i z ocenianiem ich postępowania. Różnimy się, mamy inne zdania, nawet patrząc na to samo, widzimy odmiennie. Brak zrozumienia często wywołuje konflikty, narzucamy wtedy swój punkt widzenia innym, a wystarczy odpowiednia komunikacja i zrozumienie drugiej strony, a do tego potrzeba jest właśnie ta wiedza. Większość ludzi jednak nie potrafi ze sobą rozmawiać, albo nie chce. Bez wiedzy o sobie jesteśmy jak te światła miast i miasteczek z haiku w motto przytaczanego wiersza, między nami duża i pusta przestrzeń i świecimy tylko dla siebie.

Bardzo często odwołujesz się do rzeczywistości widzianej z perspektywy dziecka, twój podmiot liryczny jest uwikłany w bliskie relacje z członkami rodziny. Doświadczasz poezji bardzo prywatnie. Nie uważasz, że to trochę niemodna perspektywa?

Czasem, kiedy zobaczę w telewizji jakiś pokaz mody, zastanawiam się, kto chodzi w prezentowanych ciuchach, bo chyba nie ci wielcy kreatorzy, pojawiający się na końcu w t-shircie i dżinsach, ale to tylko taka dygresja a propos. Nie żebym był całkowitym ignorantem, ale nie znam się na modzie, wiem za to, co mi się podoba, a co nie. Wiem, że odbiegam od głównego trendu współczesnej poezji, ale jest tylu świetnych przedstawicieli, którzy się w niego wpisują, że nie potrzeba jeszcze jednego. Inna sprawa to moje małe córki, które są nieustanną inspiracją, każdy ich gest, pytanie czy zabawa przypomina mi siebie samego, podświadomie tym nasiąkam, późnej przekazuję dalej. Moda, jak historia, lubi się powtarzać, więc jest nadzieja, ale to tak już na marginesie.

Czy masz już pomysł na kolejną książkę? Jeśli tak, to czy potrafisz pisać w taki sposób, żeby kolejna książka nie była kontynuacją poprzedniej? Nie boisz się rozpoznawalności własnej poetyki, korzystania z bezpiecznego, bo znanego już tobie i czytelnikom rekwizytorium? Zaskoczysz nas czymś zupełnie odmiennym, a może nie zależy ci na zmianach i eksperymentach formalnych?

Jakiś czas temu wpadł mi do głowy pomysł na nową książkę, nie chcę zdradzać szczegółów, bo sam do końca nie wiem, co z tego pomysłu uda się zrealizować i czy w ogóle się uda. W każdym razie chciałbym, żeby kolejny tomik był inny niż „Metonimia” (Fundacja Duży Format, Warszawa 2019), ale jak odmienny będzie, to się okaże. Wciąż łapię się na tym, że wiersze są stylowo podobne do wcześniejszych. Próbowałem nawet z tym walczyć, ale chyba nie potrafię, a może nie chcę. Te ciągle autokorekty były irytujące, wychodziły sztuczne frazy, jakby nie moje, nie czułem tego, więc przestałem. Myślę, że wypracowałem własną dykcję poetycką, która stanowi o indywidualnym rysie mojej poezji. Chciałbym zaskoczyć, oczywiście, że tak, ale nie za wszelką cenę, nie będę eksperymentował, to nie moja domena, raczej trzymam się znanej ścieżki, może od czasu do czasu jakiś krok w bok.

Joanna Pawlik

Powrót