Rafał T. Czachorowski: Poeci Po godzinach to nieformalna grupa miłośników wierszy. Nie wszyscy muszą je pisać, jeżeli się mylę, to popraw mnie. W każdym razie wszyscy muszą się ciebie słuchać [śmiech]. Ale zacznijmy od początku: skąd nazwa, kiedy powstaliście i jaki był cel?
Renata Radna-Mszyca: Wbrew pozorom, to bardzo obszerne pytanie, na które odpowiedź rozciąga się w latach! PPG faktycznie jest grupą nieformalną. Zaczęło się niewinnie w 2006 roku. Wtedy większość z nas publikowała wiersze na portalu „Poezja Polska”. Pewnego dnia wraz z Krysią Wieczorek i nieżyjącą już Ewą Matuszek stwierdziłyśmy, że nie od rzeczy by było wyciągnąć nicki zza monitorów i usiąść razem na ławce. I tak się stało. W 2006 roku w trójkę wybrałyśmy miejsce i zorganizowałyśmy pierwszy zjazd. Bałyśmy się, czy ktokolwiek się zjawi. Przyjechało 20 osób. Zjazd był 2-dniowy, a miejscowość, w której się odbył, nazywa się Posmyk. Ludzie się poznali, bawili się świetnie i stwierdzili, że chcą jeszcze. Rok później zorganizowałyśmy kolejny zjazd w tym samym miejscu. Nie mieliśmy nazwy. Po prostu byliśmy. I teraz nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że grupę nazwała świętej pamięci Anka Blaschke: „Posmykowcy”. Tak nazywaliśmy siebie przez parę kolejnych lat, choć żaden kolejny zjazd nie odbył się już w Posmyku.
Przez kolejne lata można powiedzieć, że dorastaliśmy i docieraliśmy się. W 2011 roku w Gołuchowie odbył się „zjazd roboczy”. Wspólnie oceniliśmy nasze możliwości, każdy przedstawił swoje propozycje i wtedy powiedzieliśmy sobie, że chcemy więcej. Powstał blog grupy, założyliśmy fan page (inicjatywa Marcina Małeckiego i Daniela Bacy – pozdrawiam obu Panów) i zmieniliśmy nazwę na „Poeci Po Godzinach”. Nazwa bardzo przemyślana i dosłownie reprezentująca grupę, bo wszystko, co jest z nią związane, jest tworzone po godzinach. Po pracy, z dala od codziennych obowiązków. To wszystko wymaga dużego nakładu pracy, zaangażowania, czasami poświęcenia. Ale przede wszystkim to czas na przyjemność i wspólną pasję.
I tak, Rafale, na samym początku były tylko wiersze. Tak to można ująć. Natomiast dzisiaj nie samą poezją grupa żyje. Oczywiście poezja wciąż jest naszym filarem, ale dołączyły zainteresowania teatrem, rysunkiem, fotografią czy muzyką. Tak więc mogę śmiało powiedzieć, że „Poeci Po Godzinach” to grupa ludzi kochających sztukę w szerokim tego słowa znaczeniu. Jak już wspomniałam, nie wszyscy muszą pisać wiersze – nawiasem mówiąc – klawo jest, jak mnie słuchają [śmiech].
Jest to nieformalna grupa, czy myślałaś o sformalizowaniu waszych działań?
Pytanie na rzeczy, bardzo często je słyszę. Stowarzyszenie to składki, matematyka, zmuszanie do czegoś tu i tam. To zobowiązanie. Swego czasu mieliśmy nawet parę propozycji, aby przystąpić do istniejącego związku czy stowarzyszenia. Pierwszą taką propozycję złożył mi właściciel portalu „Poezja Polska”, Leszek Kołczyński. To było bodajże w 2008 roku. Zaprosił mnie do Krakowa. Na tę rozmowę poszedł ze mną Grzegorz Wołoszyn. Oczywiście została nam przedstawiona cała lista korzyści dla grupy, a zaraz po niej lista wymagań. Wysłuchaliśmy i podziękowaliśmy.
Cenię sobie wolność i niezależność. To piętno zodiakalnego Wodnika [śmiech]. Dlatego nie mogłam przystać ani na jego propozycję, ani na następne, jakie się pojawiały. Zresztą to nie była tylko moja decyzja, ponieważ niezależność i jej stałe utrzymywanie są decyzjami całej grupy. I to jest naszym atutem. Oczywiście w przypadku stowarzyszeń jest może łatwiej, choćby ze względu na możliwość pozyskania dotacji. Coś za coś. Wybraliśmy wolność.
Spotkania, zloty, działania pro publico (poetica) bono – wygląda to na lekkie szaleństwo, chyba że stoi za wami tajna, bogata organizacja. Są autorzy, którzy nie ruszą się na sąsiednią ulicę bez wynagrodzenia. Ty powodujesz, że jadą kilkaset kilometrów na swoje spotkanie i nie pytają o pieniądze. Chyba że pytają? Jak to robisz?
W szaleństwie jest metoda. Scena jest dla każdego, pytanie, czy każdy chce na nią wejść. Ja zapraszam.
Nie raz padło pytanie, skąd na to wszystko macie pieniądze. Odpowiedź jest prosta: Jesteśmy szalenie bogaci w doświadczenia, pieniędzy nie mamy.
Jak to robię? Wiesz, gdzie diabeł nie może… A poważnie mówiąc, to „receptura” wypracowywana przez 10 lat, której nie mogę zdradzić.
Stworzyliście swoistą sieć miejsc, w których warto zrobić spotkanie autorskie. Robisz to już wiele lat a chyba za każdym razem odczuwasz niepokój, czy publiczność dopisze, czy wszystko pójdzie z planem.
„Robisz” to zbyt dużo powiedziane. Bo nie robię tego sama. Muszę tu nadmienić, że zawsze jest przy mnie druga osoba. Bardzo dużo pracują ze mną przy spotkaniach między innymi Basia Kapałka Miłek, Grażyna Paterczyk czy Krysia Wieczorek. Uzupełniamy się. Pytasz o mój niepokój? Widzisz, jako organizator jestem obecna na każdym z naszych wieczorów, czuję się za nie odpowiedzialna i lubię mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Tego pilnuję. Począwszy od drogi, jaką pokonuje autor czy osoba prowadząca spotkanie, po ostatnie krzesło na sali. Dla mnie czymś wspaniałym jest to, że autor staje się osobą namacalną, że na naszym spotkaniu faktycznie się ucieleśnia. Można go posłuchać, można z nim porozmawiać. Pytanie, czy czytelnicy wyjdą temu wyzwaniu naprzeciw. Zawsze się denerwuję i stoję z zegarkiem w ręku. Co jest ważne? Ważna jest relacja. Odbiór. Dialog. Autor bez publiczności nie istnieje, publiczność bez autora nie jest publicznością.
W którym mieście najlepiej organizuje ci się spotkania?
w Krakowie i Warszawie. W Krakowie ze względu na doskonałe relacje z właścicielami lokali. Jest to miasto otwarte, nie zdarzyło mi się, aby ktoś odmówił, czy zażądał opłaty. I nie wiem, czy tak jest, bo jest, czy mam po prostu szczęście do ludzi. Warszawa zareagowała na nas podobnie. Mam też w Warszawie przyjaciół, na których pomoc mogę liczyć. A to ważne. Bardzo ważne.
„Poeci Po Godzinach” wydali almanach… Teraz płyty z nagraniami. To była jednorazowa przygoda? Myślisz również o wydawaniu książek, płyt? Czy wolisz skupić się na organizowaniu spotkań?
Almanachy były dwa. Jeden „z premedytacją”, drugi przez przypadek. Pierwszy został wydany w 2010 roku. Nosi tytuł Wizytówki. Drugi Almanach, to owoc projektu walentynkowego Sztuka słowa - czy to już kochanie?, który po publikacji na blogu „Poetów Po Godzinach” dostał status – do druku. Wydaliśmy go pod tytułem: Miłość w 47 pozycjach. Poradnik liryczny.
50 wierszy wspaniałych poetów i cudowne grafiki Krzysztofa Schodowskiego. Książka w tej chwili jest białym krukiem. Czy planujemy kolejne? Raczej nie. A co życie pokaże, zobaczymy.
Natomiast wspominasz o płycie. Decyzja zapadła spontanicznie. To projekt z okazji 10-ciolecia „Poetów Po Godzinach” realizowany wspólnie z krakowskim zespołem „Kalimba”. Jesteśmy niemalże na ostatnim etapie. To masa pracy, zwłaszcza dla zespołu. Pod koniec września powinniśmy mieć gotową płytę. Nie mamy w planach jakiegoś cyklicznego tworzenia książek i płyt. Zdecydowanie więcej przyjemności sprawiają spotkania autorskie.
Na początku zażartowałem, że wszyscy muszą słuchać się ciebie. Wiem, że kilka razy chciałaś rezygnować z działania w waszej grupie, ale jednak trwasz.
Czasem trwam, czasem mnie zmuszają.
Rafale, organizacja, prowadzenie, dbanie o niezatapialność Grupy, to masa pracy i czasu. To godziny rozmów, kilometry zdań. To zarwane noce, czasem niepotrzebne nerwy. Prawda jest taka, że gdyby nie pomoc niektórych osób, PPG wyszłoby pewnie z obiegu „po angielsku”. Ale jak tylko zaczynam wątpić, zaraz dostaję „kopa motywacyjnego”. Moją prawą ręką i prawym okiem jest bez wątpienia Barbara Kapałka Miłek. Uzupełniamy się doskonale, zastępujemy i wyręczamy. Ilości godzin, jaką wspólnie przeznaczyłyśmy dla Grupy, nie można zliczyć. Są rzeczy „niewidzialne”, ale potrzebne. Ogniwa scalające całokształt. Jest to zespół ludzi, na których zawsze mogę liczyć: Grzegorz Wołoszyn, Rafał Gawin, Agnieszka Jarzębowska, Jacek Sojan, Karol Samsel, Jakub Sajkowski, Jerzy Hajduga, Marysia Kuczera, Rafał Babczyński i Ewa Pietrzak. Bez nich nie dałoby się osiągnąć tego wszystkiego, co osiągnęliśmy jako grupa. I za to im bardzo dziękuję.
Co tobie, osobiście, dają „Poeci Po Godzinach”?
Co mi to daje? „Poeci Po Godzinach” to jest mój drugi dom. Co więcej mogę powiedzieć.
Dlaczego nie ujawniasz się ze swoją poezją?
Zastanawiam się, jak odpowiedzieć na to pytanie. Ujawniam się, tak się wyrażę. Coś napiszę, coś wkleję. Nawet czasami ktoś przeczyta. Prawda jest taka, że wolę się zadawać z poetami niż być poetką.
Najbliższe plany PPG?
Od września ruszamy z kolejnymi wieczorami autorskimi. Na październik planujemy prezentację naszej debiutanckiej płyty. Ale o tym jak na razie cichosza [śmiech]. Ale bez żartów – mam nadzieję, że zostanie przyjęta dobrze. Ja tylko mogę zapewnić, że teksty poetyckie, które zostały udostępnione do projektu, są świetne, a zespół muzyczny w ich aranżacjach przeszedł sam siebie.
To trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę.
Renata Radna Mszyca, na co dzień księgowa, z zamiłowania pilot wycieczek, organizatorka wydarzeń kulturalnych, takich jak wieczory autorskie, warsztaty literackie, teatralne. Założycielka i promotorka grupy Poeci Po Godzinach. Mieszka na Śląsku.
autor zdjęcia: Grzegorz Wołoszyn