(ur. w 1963). W pismach literackich obecny od 1984 roku (wiersze publikował m.in. w: Życiu Literackim, Tygodniku Kulturalnym, Śląsku, Tak i Nie, Non Stopie, Twórczości, Akcencie, Lampie, Ricie Baum, Blizie, Integracjach, Elewatorze, FA-arcie i Wyspie).
Autor kilku arkuszy poetyckich oraz tomów: sms do ludożerców (2009), ce ha (2012) i ‘biernik (2015). Wydał również Subkultury młodzieżowe. Bunt nie przemija (2005 i 2010).
Mieszka w Mikołowie. Więcej na: www.bogdanprejs.pl.
(zdjęcie z roku 2000)
objawy pierwotne
mając do dyspozycji widok za oknem oraz judasza w drzwiach,
wybieram łóżko, nawet puste. nadchodzącej wiośnie kurczy się
pole do popisu, a kobiety jehowy z uśmiechem informują świat
o kolejnym odejściu pana. tuli pana, szam pana, marce pana,
pana ceum. trzeba się nauczyć nad tym panować, nie pozwolić
zwariować. permanentna ewolucja, totalna rewolucja, czasem
wojna. później będzie już prościej, gdyż wyginą silne gatunki
i przetrwają wyłącznie ułomni. wiedźmom wstęp wzbroniony.
cienki brązowy pasek
akurat wtedy mógł poznać młodą ewę braun.
zakochać się w niej (mężczyźni lubią brąz),
rozkochać, nie dbając o czas (zawsze przemija
w nieodpowiednich chwilach), który oddziela
grubą krechą przyimek od przyimka. bagatela.
karuzela. campo di fiori. wciąż tkwi w dniu
poprzednim dnia następnego.
google map
to nie to okno i nie ta ściana. być może należało w tamtej
chwili zachować się tak jak epizodyczny bohater dowolnej
telenoweli, lecz ty żadnej nie oglądasz, więc najwidoczniej
zabrakło ci odpowiedniego wzorca. później już tylko nocne
konary, na każdym zaproszenie, ale na przyjmowanie winy
przyjdzie jeszcze czas. póki co nakarm prywatnego dybuka,
zaznacz w google map najkrótszą trasę prowadzącą do raju,
po czym sprawdź przepowiednię ukrytą w czwartym wyrazie
dziewiątego wersu na sześćdziesiątej trzeciej stronie książki
leżącej najbliżej, pod warunkiem, że nie będzie to katechizm
ani wiersz znanej poetki gładzącej wszystkie swoje słowa jak
bezdomnego kota (nie, to nie ta, o której mógłbyś pomyśleć)
myją korytarze. pastują podłogi
ta niedziela, która jest ostatnim dniem twojego urlopu, a ty
budzisz się o godzinie 13 zasmarkany i w temperaturze
oscylującej - wbrew zapowietrzonym kaloryferom - około 38
stopnia. depresyjna świadomość, że jutro o tej porze będziesz
tkwił w wirze roboty. marzenie o sześciu trafnie wymyślonych
liczbach i obniżeniu wieku emerytalnego do 52. roku życia.
mimo wszystko zasłużona satysfakcja, że po minionych dwóch
tygodniach pozostały ci przynajmniej: zdjęcia grobu julianny
zmarłej w mękach w 1938 roku, tekst o stefanie, który zginął
w katastrofie w czerwcu roku 1939, szkic wiersza, jak również
osobiście wykonane dwudeskowe oparcie przy kanapie. poza
tym zdarzyły się cztery kace, raptem jeden moralniak, kilka
nieprzemyślanych komentarzy na fb oraz trzy kompletnie
zbędne światu wyjścia z domu. za to korytarza, chociaż wczoraj
przypadała twoja kolej, nie chciało ci się umyć. w tym czasie
maciek i konrad wygrzebali we wrocławskim archiwum ponad
pięćdziesiąt nieznanych dotychczas wierszy rafała. do tego parę
opowiadań. czyli to nie był jednak tak do końca martwy sezon.
niskie ciśnienie, wysoki puls
hasło było banalne, lecz wbrew pozorom nie brzmiało
wojciech, ponieważ to jedynie przypadkowa zbieżność
skojarzeń. umówiono je na trzeźwo, choć rządziły nim
pijane żądze, podziemne jeziora i cały rok plucia. nasz
słodki noblista uwielbia okrutne bajeczki na dobranoc.