Karina Stempel

laureatka 4. Konkursu Dużego Formatu (2016). Jesienią 2016 roku ukazała się jej druga książka poetycka pt. Noc w Nome. Debiutowała Rokiem Drewnianego Konia (Wrocław 2015). Publikowała w czasopismach papierowych i wirtualnych (m.in. w „Helikopterze”, „Frazie”, „Kwartalniku Powiatu Olkuskiego” i „sZAFie”). Wiersze z Roku Drewnianego Konia ukazały się także w Przewodniku po zaminowanym terenie (Wrocław 2015). Mieszka na obrzeżach Małopolski, w wiosce, której nie sprostało Google Street View. Lubi m.in. Rumunię, whisky, cydr i bakłażany.

 

 

Matylda na ulicy Próżnej

Matylda na ulicy Próżnej
przymierza się do swego odbicia
w jasnych witrynach. Tu było ciemno
jeszcze rok temu, teraz wszystko

lśni. Nie przeszkadza w tym nawet
deszcz, więcej, pocięta nim Próżna
wybucha refleksami świateł. Może to czas
na umiejętne ruchy łokci,

myśli Matylda, ale chwilę później
ogląda szklane lampy, sople zastygłej wody
i wie, że nie wykona żadnego ruchu w obawie
przed rozbiciem świata, który trzeba będzie

znów stopić, żeby go odzyskać. Tyle szkła
nie może się zmarnować na kaleczenie rąk.
Lepiej je unieść i poprawić włosy. Szkło
jest trwalsze niż ruch. I nie boli.

 

Stille Nacht

O czym chcesz dziś rozmawiać?
Podsumowanie roku wypada dość blado
po ostatnim zaćmieniu. Nauczyłam się płynąć
tuż pod powierzchnią rzeki i patrzeć przez wodę.

Słowa wracają, zamiast uwalniać oddech,
gromadzą się w płucach. Zaczęłam odrzucać
rzeczy zbędne, tyle tego było, i wypuszczać
puste powietrze. Łuski tak bardzo lubią,

gdy się je tylko głaszcze. Między żebrami
popiół, ostatnie suche miejsce. Jestem już
zaimpregnowana po koniuszki słów.
Znam język niemych zwierząt. 

Ale nie pisz tego, dodaje Matylda.
Słowa mają znaczenie, kiedy czytają je
ci znający kod. A oni zatonęli już dawno
i chyba na zawsze. Resztę połknął dorsz.

 

Tengo miedo

Nie odstawać, zachłysnąć się mrozem. 
Tu nie ma miejsca na oddech,
wąski klin. Po stronie ostrej
ocali nas, jak zawsze, brak symetrii. 

Coś jest na rzeczy, kiedy T. mówi
(w mojej głowie, bo przecież od dawna
nie żyje), że cesarskie cięcie jest zimnym
rozdarciem świata. I przy pierwszym

łososiu, rybie bez ości, opowiada
(a ja mam to od razu przed oczyma),
jak stracił ojca w wieku czterech lat.
W lesie. Pręt pośród zapałek

i wyprężone ciało. Łosoś już zawsze
wydawał mi się podejrzany. Wbijam paznokcie
w twardy sen. I tak trzeba to przeciąć.
Trzeba to przeciąć mocno, jeszcze bardziej.

 

Kręgi

Winorośl w tym roku przerasta. U mnie nawet
od wschodu, przez drewno na strychu. Ale i tu też.
Rozmawiamy długo, a potem jadę bardzo ciemną nocą
i naprawdę się boję. Przy drodze

na Pilicę rosną buki – gęsto, jeden obok drugiego,
ich obłe pnie jak ciała wielorybów
na plaży pokrytej popiołem.
Przez chwilę czuję się jak w komputerowej grze,

w której skończenie poziomu otwiera otchłań,
a jakby tego było mało, Łukasz mówi jeszcze:
straciłem wiarę, nie jestem już pewien
niczego.

 

Nie ma innych bogów

Nie ma innych bogów niż ci,
których sami wybieramy, nie ma
innych wyborów niż zapętlenia, spirale,
powroty do słów, które mamy w myślach.

W Nome znamy wiele określeń
bieli, a każde z nich to myśl,
widzimy je wszystkie. Co zapisane
w śniegu, wsiąknie w ziemię,

a potem znów do niej powróci, bo przecież
powstało z niej. Zaśnij spokojnie,
Matyldo. Póki masz imię,
jesteś. Ono cię nie opuści.

 

 

fot.: P. Gancarczyk

Powrót