Mariusz Jagiełło

urodził się w 1977 r. Absolwent Pedagogiki w Wyższej Szkole Pedagogicznej TWP, pracownik Urzędu Patentowego RP. Publikował w „Pograniczach”, „LiTeracjach” , „Szafie” „Open Polish Magazine”, na stronach internetowych „Odry”, „Helikopter OPT” "2Miesięcznik". W 2014 roku zadebiutował tomem wierszy „Człowiek z brudnopisu" (Wydawnictwo Fundacja Duży Format). Jego wiersze ukazały się również w kilku antologiach. Poza wierszami pisze teksty piosenek i felietony, jest współtwórcą ogólnopolskiego zlotu fanów zespołu Pearl Jam oraz twórcą Projektu Mezalians. Od urodzenia mieszka w Warszawie. Prezentowane wiersze pochodzą z przygotowanego tomu "Zdania proste rozłożone".

Tu i teraz

 

wiem jak uspokoić przepływ powietrza. Nauczyłem się

wdychać spaliny; tak by nie popaść w obłęd. Wystarczy,

 

że oddech przyspiesza nocą, przy niej. Leży oddzielona

snem i ciszą miasta. Potrzebuję miejsca, przestrzeni,

 

gdzie, posegreguję odpady, zdjęcia, niespełnione

deklaracje. Pogodziłem się, że przeszłość będzie

 

widoczna w lustrze i we frazach (niektóre niepotrzebnie

zapisałem). Od jakiegoś czasu poruszam się szybciej,

 

jakbym rozumiał ulice. Podobno tutaj ludzie są

martwi, a przecież to ja zbyt wiele razy zmartwychwstawałem.







Animus

 

Carl Jung stworzył koncepcję i nie podejrzewałby,

że zerkając na kobiece biodra, będę myślał o bliznach

po urodzonych dzieciach. Pobudzają mnie

bardziej, niż wypity po wieczornym treningu red bull.

 

Patrząc wstecz, nie przypominam sobie błędów,

jedynie anomalie, dyskusje o ego. Takie jakie akceptowałaś,

(a w każdym razie tak mi się wydawało),

kiedy, niczym amatorzy mocnych wrażeń, uzgadnialiśmy,

w którym hotelowym pokoju spędzimy noc

 

albo resztę życia. Ten „cień” to jakaś ściema. Od kiedy cię nie widuję,

pobudza mnie kawa, papierosy i tabletki psychotropowe.

Pozostaję idealnym mężczyzną. Nawet wtedy, gdy zasypiam

 

na dywanie.







Nie wyrażam

 

złości. Szczególnie latem nie potrafię

przypierdolić słowem. Nie chciałbym przeklinać

banalnie. To trzeba robić z należytym brakiem

szacunku dla odbiorcy. Tak, żeby każdy

skurwysyn zrozumiał, że mam to od dziecka.

 

Boję się napisać,

 

powiedzieć, że ktoś jest panią kurwą, szanownym cwelem,

czcigodnym kutasem. A przecież jestem jak wy –

stworzony z niedopowiedzeń, słabości, niepotrzebnej

tkanki mentalnej. Obrośnięty w tłuszcz i (nie do końca)

zapamiętane zdarzenia, o których rozmawiam

na czterdziestopięciominutowych sesjach.

 

Poruszam się niczym Nick Cave w teledysku

do "Stagger Lee". Chuj tam – tylko na tyle mnie stać.







Nauczyłeś się doceniać

 

rzeczy wspólne. Pospolite chowasz

pod szafą, owijając w pognieciony papier.

Na co dzień nie patrzysz na okoliczności,

szukając mniejszego mieszkania (dla siebie

i jej szczoteczki do zębów).

 

Posiada także psa, byłego męża, dwoje dzieci

(nie noszą podwójnego nazwiska). Zapominasz imiona

ich ulubionych bohaterów. Masz prawo

opowiedzieć swoje historie. Przekręcą,

zszargają, wyśmieją na spotkaniach

 

z kimkolwiek. Przeczytałeś o Alzheimerze. Łatwiej

usprawiedliwić chwile nieobecności, niewiedzy,

wolności, na którą godzisz się, gdy wychodzi,

pytając w myślach „kiedy do cholery dasz klucz?”

 

Tymczasem w jej sypialni jest nowe łóżko.

Dla was?







Chciałbym, abyś podniosła się 

                                               "Dla Julii,
                                               której nigdy nie było"

 

z ziemi. Posłuchaj, jak opowiadam

naiwne bajki. Historie, o których zapomniałaś.

Jesteś w nich ty i człowiek. Tym razem założył

moją twarz. Nie wymawia banalnych słów

bądź haseł łatwych do zapamiętania. Uczy

łapać oddech i trzymać prawidłową postawę.

 

Z czasem

 

będziecie wymieniać się twarzami,

budować miasta tam, gdzie nic nie miało

już wyrosnąć. Przekona cię,

że ludzie potrafią rodzić się na nowo.

Tylko poruszają się wolniej. Na koniec

przyniesie pędzel i farby. Aż do świtu,

na kartkach brulionu, obmyślicie

plan ewakuacji.



Powrót