autorka książek: „Grypsy z Panoptikonu” (poezja, wyd. MaMiKo 2010) oraz „Klatka” (zbiór opowiadań, wyd. e-bookowo 2017).
Nagrodzona Poetycką Nagrodą R. M. Rilkego w 2011 r. Była także laureatką ogólnopolskich konkursów literackich i poetyckich: im. R. Wojaczka, S. Grochowiaka, K. Ratonia, M. Kajki, M. Hłaski, H. Snopkiewicz, A. Babaryki. Nominowana do nagrody głównej w konkursie im. J. Bierezina w 2006 r.
Publikowała m.in. w „Toposie”, „Frazie”, „Migotaniach”, „Arkadii”, „Nowym Zagłębiu”, „Arteriach”, „Śląsku”, „ArtPapierze”, „sZAFie”, „Babińcu Literackim”.
Współzałożycielka Dąbrowskiej Brygady Poetyckiej, pomysłodawczyni oraz współorganizatorka imprez kulturalnych: „Poligon Poetów” oraz „Manewry Poetyckie”, odbywających się w latach 2012-2015 na terenie Zagłębia.
Absolwentka Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego. Na co dzień pracuje jako psycholog. Mieszka w Dąbrowie Górniczej.
pisze do mnie tomasz piątkowski
pisze do mnie tomasz piątkowski: usuń
haluksy, nagniotki, modzele. nie mam haluksów
ani modzeli. naprawdę żałuję, że nie będzie mi dane
odczucie ulgi i szczęścia. z drugiej strony
polisa na życie, nawet do miliona złotych
jeden klik, wszystko załatwione. i może jeszcze ten krem
od którego sąsiadka mojej sąsiadki odmłodniała w ciągu tygodnia
o siedemnaście lat. tyle miałam, gdy całował mnie pierwszy chłopak
nad jeziorem pogoria. ale wróćmy do rzeczy
rzeczy mnóstwo, w bajecznych kolorach
doskonałych cenach. wyprzedaż nad wyprzedaże. sale
porodowe czekają. wystarczy wypełnić ankietę
w zakładce: zadbaj o komfort twojego dziecka, by dostać kosz
jednorazowych próbek. bübchen, bambino, bebilon
babilon w sferze inwestycji. na prawo dom, na lewo dom
a jeśli nawet nie spłącę kredytu, zawsze mogę powiększyć
swoją męskość o pięć centymetrów. znów wielce żałuję
moja męskość od urodzenia skurczona jest do rozmiaru
białej kropki w symbolu tao i nic z tym już nie da się zrobić
w kwiestii wiary też mam sporo propozycji, wśród nich
gwarantowane czyste sumienie po zjedzeniu nowego jogurtu
no sugar, no gluten oraz przebudźcie się online w linku
od anonimowego nadawcy. matka mojej matki powiedziała mi kiedyś
że najważniejszy w życiu jest jezus. nie mam pewności
mogę jednak kupić monetę z papieżem plus gratis liturgiczny śpiewnik
nie umiem śpiewać, choć przy goleniu nóg często nucę
always look on the bright side of life. teraz tylko wystarczy wybrać
najskuteczniejszą golarkę świata, ewentualnie kupić trans resweratrol
dzięki któremu siostra mojej siostry obniżyła zły cholesterol
o jedenaście procent. z banku też już pisali. proponowali osiem procent
tyle samo browar na banerze poczty. pisze także codziennie
zespół pocztowy interii: wsłuchaj się w ciszę. poczta bez reklam
must have, must hate
nikt nie wygląda dobrze w trumnie
zwłaszcza anja rubik
która żyje intensywnie i świetnie się miewa
w diamentowej kolii apart
nikt nie wypada dobrze w teście białej rękawiczki
rzuconej ukradkiem na śnieg
nikt nie brzmi czysto
w melodii forever young
nikt na poważnie nie myśli
o końcu tej słodkiej bajki
jesteśmy jeleniem z babcinej makatki
czerwonym kapturkiem na muszce myśliwego
zwodzą nas: miłość, metafory i metki
mętne wyobrażenia pełni
żłób pełen siana jak róg obfitości
za rogiem kolejny modowy sezon
must have, must hate
pola blichtru, pola sławy
pola haute couture
strach na wróble
jest sumą wszystkich strachów
ma oczy uchodźcy
usta krystyny pawłowicz i perły
od coco chanel
blitzkrieg
czołem, panowie, naprzód marsz. panie wybaczą, to nie wojna dla pań
to wojna niczyja, przez przypadek rozpętana. błyskawicznie pokonana
panna mało roztropna, matka moja, ojczyzna. kiedyś miała skrzydła
i gałązkę oliwną. teraz kiwa się babinka w bujanym fotelu
wspomina, szydełkuje gwiazdy rozproszone między zmyślonymi frontami
trach, bum, trach. to gra na głowę, dwie ręce i strach. na nudną zwłokę gra
na zwłok tysiące, to gra na zawsze. na historię i histerię. ona siedzi w nas
a po ustach, po sercach, po mózgach, po głowach krąży kompania
somnambulików. żołnierzu, za kim jesteś? ile ofiar masz na sumieniu?
ile zombie, demonów, poetów z bożej łaski oddałeś na wieczne przechowanie?
trafiasz w cel za każdym dotknięciem joypada? czy ruch twojego kciuka jak trzepot
skrzydeł motyla zsyła na ziemię kosmiczny tajfun? a ja? marny ze mnie bohater
ledwo mi się udało złapać ogon tej komety. a imię jej: doskonała pułapka
idealne plemię. wystrzelony w górę noworoczny fajerwerk zdycha śmiercią
naturalną tuż nad naszymi głowami. tylko hen tam, w przestrzeni, poza znaczeniami
zaocznie pulsuje uproszczone serce planety. małe złote pudełko
z zapisem przeszłości. arkadyjski pejzaż, symfonia eroica, człowiek
początek i koniec tej wojny. mkną coraz prędzej, głębiej w próżnię
zwycięstwa, śmierci naszych wielkich wrogów, naszych małych braci
płacz. mały ślad w kosmosie, forma niewidzialnych drgań
biżuteria patriotyczna
galeria osobliwości. zagubione nacje, ćwierć-substytuty, pół-racje
na łańcuszku widmo widm - srebrny zegarek, co tyka tyk-tyk
jak serce poety i żula spod krypt, w których śnią świat dawni bohaterzy
patataj, patataj, pojedziemy na wojenki skraj. podejdziemy bliżej okien
przez które widać historię pod bezpiecznym kątem i nie wciągnie nas
biała siostra śmierć, choć listopad już krąży jak kruk nad karuzelą
choć kręcą się kolejne rewolucje, powstania, patriotyczne zadymy
polsko-polskie knowania. miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie złoty pług
miałeś obraz z madonną, który drogę ci wskaże. miałeś wiecznych marszałków
ich pochmurne twarze patrzą z ram portretów. miałeś chamie najeźdźców z papieru
i obrońców z masła. poszli w ogień wszyscy. cyt, iskierka zgasła
ich cytaty szarzeją w popiele jak łebki wróbelków. wiatr odmowy wieje
i czernieją knoty przepalonych zniczy. znicze dziś bardziej jednorazowe niż kiedyś
wierszy nikt nie zliczy. z dnia na dzień coraz bardziej jednorazowo wielokrotne
stają kością w gardle nowe rządy, grzędy, grządki, szpadle. bratków polskich
nie sądzę, nie zrywam, nie sadzę. wychowano mnie do prostolinijnego trwania
które wiele nie kosztuje. więc kontenci bracia i siostry w nadmiarze
a wszyscy przypięci jak kamee, orzełki, kotwice, krzyżyki do tej szarej sukni
lśnią światłem odbitym. (jeszcze polska nie umarła, kiedy my żyjemy?)
słowa wykluczone
„Gdybyż poeta umiał potraktować swój śpiew jako manię,
lub jako obrządek, gdybyż oni śpiewali jako ci,
którzy muszą śpiewać, choć wiedzą, że śpiewają w próżni”
(W.Gombrowicz)
I.
sól, śnieg, spazm. klekoczą wrony
na nagich gałęziach jak kołatki buddystów
lokalne bóstwa drobnych plotek, kontury
kontynentów, kontury państw, kontury konturów
robi się coraz gęściej, ciemniej. w tył zwrot, wracamy
nie słyszysz? przecież mówię w twoim języku
może w trochę innym dialekcie, ale jeśli zwrócisz uwagę
na mowę ciała, gwar wszystkich ciał niebieskich,
niedomówienia spode łba, zwierzęce odruchy
na bzyczenie i pocieranie czułkami, zrozumiesz:
koniec drogi, wracamy. stamtąd – tutaj
tutaj, czyli nigdzie
II.
głębia coraz głębsza. podnosisz kotwicę
statek kołysze się, pijany dryfuje
od lewej do prawej, coraz mniejszy i mniejszy
obszar tego, co można wyłowić
od wschodu do zachodu, od północy
od rannego portu. od pierwszego dotknięcia
do uderzenia o szklany horyzont
zimny brzeg przylega do ust
po drugiej stronie - inna rzeczywistość
piękno coraz piękniejsze, czystość coraz czystsza
język drętwieje od znaczeń zabeczkowanych
dawno temu za lasami, za górami powolnego
rozkładu. jeden mały łyk, jeden kiszony ogórek -
tyle zostało. a tak wielkie były zmyślenia
zmierzchy, bóle, miłości, nakładane jak tipsy
na słowa cięte, wrzucane w coraz cichszą ciszę