• 4 Grudzień 2017

Idąc

Krzysztof Mich

  • Wydawnictwo:
  • Miejsce i data wydania:
    Warszawa 2017
  • ISBN:
    978-83-941100-1-7
  • Format:
    20x22 cm
  • Ilosc stron:
    48
  • Rodzaj:
    poezja
  • Oprawa:
    miękka
Zdzisław Antolski

SŁOWO I FOTOGRAFIA

 

Kiedy chodziłem do podstawówki w latach 60. ubiegłego wieku, wyprosiłem u ojca, żeby kupił mi aparat fotograficzny druh i pstrykałem trochę pejzaży mojej ulubionej wsi Pełczyska w powiecie pińczowskim. Ale później wstąpiłem do szkoły średniej w mieście Kielce i posługiwanie się druhem było już w moim środowisku obciachem (koledzy mieli znacznie lepszy sprzęt), więc zawiesiłem moje hobby na kołku, zwłaszcza, że nieszczęśliwie się zakochałem i zacząłem ostro imprezować, a później, niejako w logicznej konsekwencji, pisać wiersze. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że można połączyć fotografię z poezją, czyli słowo z obrazem. W moim odczuciu, w sztuce słowo zazdrosne jest o obraz, a obraz o słowo.

Jednak ta trudna sztuka pogodzenia dwóch żywiołów artystycznych świetnie udała się Krzysztofowi Michowi w jego książce, będącej połączeniem zbioru wierszy z albumem fotograficznym pt. „Idąc”. W końcu pojęcie „poezja” często dotyczy także innych sztuk niż tylko literatura i to się udało w tej książce zawierającej poezję i fotografię poetycką. Książka składa się z dwóch części „Idąc Via Dolorosa” czyli reportaż poetycki i fotograficzny z Ziemi świętej a druga to „Przezroczyści” z wędrówek po warszawskiej Pradze.

Teraz padną dwa zasadnicze dla mnie pytania, czy fotografie Micha obroniłyby się same, bez tekstu? I drugie: czy tekst obroniłby się sam, bez ilustracji fotograficznej? I odpowiadam z ulgą: TAK. Zarówno fotografie, jak i tekst są naprawdę artystycznie dobre i mogłyby funkcjonować samoistnie. A jednak ich połączenie dało nową jakość artystyczną.

Choć sprawdza się to raczej w drugiej części książki, poświeconej Warszawie nieznanej, tej z krainy bezdomnych, lumpów, ludzi z marginesu. Poemat „Idąc via Dolorosa” jest w moim subiektywnym odczuciu tak dobry, że fotografie trochę go rozpraszają. Choć może się mylę, bo fotografie jednak sprawiają, że czuję się, jakbym szedł tamtędy wraz Krzysztofem Michem i słuchał głosów ludzi. Na przykład taki monolog kobiety:

On tutaj umarł
szepcze kobieta w chuście na głowie
klęczy przed metalową barierką
przewraca koraliki na sznurku
na skale jest rysunek drzewa
on umarł właśnie tutaj
najpierw opadła jego głowa
potem zwiotczały mięśnie nóg
ciało zawisło jak jagnię na haku rzeźnika
widzę to jakbym tu była
uspokajam ją – nie byłaś
to się nazywa empatia
a może jakoś inaczej

 

Albo taki dynamiczny opis, którego fotografia nie zastąpi, bo jest nieruchoma, a aparat ma tylko jedno oko. Jednak słowna poetycka relacja ma więcej ruchu, dynamiki, impresji i refleksji:

 

Kupują świeczki z wosku
zapalone stawiają przy ścianie
sadza zostaje na kamieniach
jak codzienna żałoba
za ścianą jest nieduży sarkofag
pop pilnuje wchodzących
wewnątrz jest ciemno
oliwne lampki dają mało światła
jasno jest tylko wtedy gdy patrzysz
w stronę wyjścia

 

Część druga książki, poświęcona Warszawie, a właściwie jej najbardziej ubogim, bezdomnym mieszkańcom, jest nawet bardziej poruszająca, niż zamorska podróż. Odkrywa przed nami, co jest zazwyczaj wstydliwe, ukrywa się w zakamarkach, na poboczach. Pokazuje nam ona biedę dziejącą się na naszych oczach, jest wyrzutem i oskarżeniem dzisiejszych porządków gospodarczych i politycznych. Oto wypowiedź do bezdomnego, może samego Autora, a może taka bezosobowa, narzucająca się na myśl, ale nie rozstrzygająca niczego w kategoriach moralnych.

„Każdy ma apartamentowiec na jaki go stać – mówisz ochrypłym głosem
widoki macie te same z wyjątkiem widoków na przyszłość
a przecież mogłeś tam mieszkać zabrakło refleksji refleksu odezwał się refluks
a może po prostu byłeś za długo pijany teraz masz to dupie”
jak całe swoje życie zresztą kto go tam nie ma może tylko robaki

Oto inna wstrząsająca wypowiedź Anonima z Wielkiego Miasta, jak sobie takiego Narratora dla własnej wygody nazwałem. Nie pozbawiona poetyckiej ironii i swoistego, literackiego humoru słownego:

„moje okno na świat jest małe wieje przez nie chłodem w zimie i w lecie
to nie zależy od pory roku ani od pogody tylko od ludzi także od ciebie
nie pytaj ile ma cali pewnie masz większe myślisz że cale są ważne
ważne żebyśmy my byli cali i żebyśmy mieli cele nie te z kratami
ale takie w przyszłości kiedy wierzysz że coś jest przed tobą to idziesz dalej
popychasz ten wózek ze złomem i zbierasz szkło latem wrzuciłem do rzeki
list w butelce napisałem „dzień dobry jestem bezdomny tobie tego nie życzę”
ciekawe czy ktoś go znajdzie”

Posłowie do książki Krzysztofa Micha napisał znany krytyk, Leszek Żuliński. Myślę, że nie od rzeczy będzie zacytować tutaj jego lapidarne wrażenia, zamieszczone na końcu książki Micha:

„Pierwszą bohaterką „reportażu fotopoetyckiego” jest Jerozolima. Wciąż egzotyczna, wciąż „z innego świata kulturowego”. Ale jej Via Dolorosa (Droga cierpienia, Droga Krzyżowa) magicznie i metafizycznie połączyła Bliski Wschód z Europą. Mity religijny wciąż odwraca nasze głowy w tamtą stronę. W stronę źródeł. I nagle to zderzenie z codziennością! Pejzaż miasta niepodobny do naszego. Egzotyka? Do niej już przywykliśmy, ale te zdjęcia nadal uświadamiają nam, jak wiele „światów” ma człowiek, jak różne pejzaże „meblują” naszą codzienność. Lecz sprawa nie na tym się kończy. Nie na tym, bowiem „nić egzystencjalna” przewija się tu gęstym ściegiem. Bez niej mielibyśmy bedeker; z nią mamy coś o wiele, wiele więcej niż „książkę podróżniczą”.

A drugą część tej książki to już nasze rodzime, nadwiślańskie śmiecie. Warszawa! Ta „swojskość” jednak nie taka oczywista, bo dla wielu z nas też egzotyczna. Co nieco niedzisiejsza, choć dzisiejsza. W zderzeniu z Jerozolimą – „egzotyczna inaczej”.

Warto także zwrócić uwagę, ze fotografie Micha to jakby „sztuka towarzysząca”, bo pozbawione są one tak częstej u innych fotografików, moralnej wyższości. Mich nie fotografuje „chłodnym okiem”, te obrazy są emocjonalne, jakby robił je jeden z jego bohaterów, ludzi bezdomnych.

 

 

 

 

Zdzisław Antolski

 

Powrót