• 18 Kwiecień 2020

Kot Moniki

Elżbieta Zechenter-Spławińska

  • Miejsce i data wydania:
    Kraków 2019
  • Ilosc stron:
    120
  • Rodzaj:
    poezja
Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk

"Dziennik serdeczny"

Wielu pisarzy prowadziło dzienniki, skrzętnie notując wydarzenia z życia osobistego i publicznego, swoje refleksje, opinie, fakty. Taki dziennik może być znakomitym źródłem dla biografa, pomocą dla historyka literatury, dokumentem danej epoki. 

Ale to nie jest taki dziennik. To świadectwo serca, które wybiera daty do zapamiętania według własnego klucza. Tutaj dzień po dniu może następować celebracja życia  w sanktuarium leśnej polany i ożywienie wojennego koszmaru. Krótka chwila dzieli świat prababci i prawnuczki, choć prawnuczka wyrasta już z dzieciństwa, podczas gdy prababcia jako ośmiolatka opuszcza dom rodzinny. Daty nie są tu istotne. Są historie, które zostaną na zawsze w najgłębszej warstwie pamięci która „broni się do ostatka”. Osoby, zdjęcia, wydarzenia, zapachy i smaki zastygają w wierszu niczym owad w bursztynie. Poetka uważnie obserwuje rzeczywistość i, z wyjątkiem chwil buntu przeciwko głupocie, bezmyślności i okrucieństwu, akceptuje zarówno dobrodziejstwa tego świata jaki cenę jaką trzeba za nie zapłacić. Leżąc pod stogiem siana na górskiej polanie z widokiem na Tatry konstatuje: „Kleszcze to i tak niska cena za takie bogactwo”. [xxx Poszliśmy na tę najwyższą polanę]

Ale Elżbieta nie ma temperamentu księgowej, która prowadzi bilans zysków i strat,   z rozbrajającą szczerością oznajmia, że: 

„Jeśli dojrzałość oznacza umiejętność rozliczenia się z własną przeszłością, to przypuszczalnie nigdy nie dojrzeję, z niczym się nie rozliczę. A już najmniej z sobą”. 

W podobnym tonie odbywa „poważną rozmowę” ze swoim życiem, rozpoczynając: „Przepraszam cię, moje życie, że nie traktowałam cię serio”. To jeden z najważniejszych wierszy w tym tomie, który pozostał w wersji nie zmienionej, choć był czas w życiu autorki, który domagał się korekty optymistycznego zakończenia, ale na szczęście tekst został opublikowany w niezmienionym kształcie i życie postanowiło dostosować się do poezji. 

„Strażniczka zdarzeń” – to ranga, którą nadała sobie sama poetka, chce pamiętać i oddać sprawiedliwość przeszłości, nie upiększać i nie fałszować, zrozumieć, chronić. Dostrzega różne punkty widzenia i różne możliwości interpretacji, nie kokietuje i nie usprawiedliwia ani siebie, ani innych. 

„Miał wiele ukrytych zalet […] 

Jeśli chodzi o wady, to były widoczne gołym okiem i słyszalne nawet nieuzbrojonym uchem”.

                                                                                                                         [xxx Miał wiele ukrytych zalet]

 

Autorce obce jest stawianie się w roli sędziego, ma w sobie dużą dozę tolerancji dla ludzkich ułomności, potrafi posłużyć się ironią, która łagodzi podział na czarne i białe. No może z wyjątkiem narcyzmu, który jest dla niej wyjątkowo trudny do zniesienia, kiedy:

„Święty zaimek „ja”

Musi być stale pod ochroną

I w centrum uwagi”.

                                           [xxx Jest taki rodzaj miłości]

 

Tu istotnie jest nieugięta i wszelkie kompromisy stają jej ością w gardle. Łatwiej już pogodzić się z odchodzeniem miłości, z nieuniknionymi oznakami upływających lat, „zabawą w chowanego” ze słowami, lub wymazywaniem z pamięci dobrych pomysłów na wiersz. Ważne, że życie wciąż ma dla nas niespodzianki, niezmiennie daje nam powody do zachwytu. To może być ptasie gniazdo, żywiczny zapach lasu lub skrzydło motyla, albo kot, który „kładzie się w skrzynce po pomidorach, zakłada łapkę na łapkę”. [Kot Moniki].

Poetka zdecydowanie lepiej odnajduje się w filozofii Montaigne'a , i z lekką ironią powtarza za epikurejczykami „carpe diem”. 

„ […] chociaż już się nie kochamy,

carpe diem,

choć nam wszystko wciąż przeszkadza,

carpe diem,

kiedy słońce nagle wyjdzie,

carpe diem,[…]

 

                                          [Carpe diem].

 

Są sytuacje kiedy trzeba grać kartami znaczonymi przez „święty przypadek”, zaakceptować nieprzewidywalne zdarzenia i umieć je przyjąć jako dar, wtedy wszystkie powinności, nakazy i zakazy muszą ustąpić, kiedy zamiast rozumu rządzi „ostre słońce wiosny” i „ostatni dzień maja”. 

Na okładce tomiku panorama słonecznego popołudnia, wśród zieleni stół, książka na kolanach, butelka wina i kot. Spokojny i szczęśliwy, po prostu kot Moniki. Taka kartka z dziennika serca, która nie ma daty, nazwy, ani godziny, po prostu jest i dobrze, że jest, bo bez niej bylibyśmy ubożsi.

Elżbieta Zechenter-Spławińska  "Kot Moniki" (Krakowska Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, 2019, Kraków, 2019)

Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk

 

Powrót