• 11 Marzec 2018

[małe zawsze]

Karol Maliszewski

Anna Dominiak

Nic nie wie, nic nie chce.

"Dobra książka może polegać na tym, że nie wiadomo, o co w niej chodzi" - ten fragment wiersza Marcina Sendeckiego z tomu "W" przypomina mi się, gdy czytam najnowszy zbiór tekstów Karola Maliszewskiego [małe zawsze] wydany przez Dom Literatury w Łodzi w serii "Białe kruki, czarne owce". Ta książka to 64 poetyckie migawki, obserwacje oparte na eliptycznym skrócie, miniatury (najdłuższa liczy 8 wersów) nierzadko pozostawiające odbiorcę w mało komfortowym stanie bezradności. Bo czego oczekiwać po tych na pierwszy rzut oka mniej lub bardziej czytelnych hasłach, konkluzjach, mikroanegdotach czy aforyzmach? W tym ledwie zasygnalizowanym namyśle, fragmentarycznym ujęciu zewnętrznego i wewnętrznego kosmosu, odpryskach, które budują przecież swoisty pejzaż mentalny. Pejzaż oparty niekiedy na bardzo doraźnych obserwacjach:

 

starsza pani musi
no to jej pokazujemy drogę

a potem nie chcemy
przyjąć pieniędzy

[starsza pani]

 

Pierwszym, narzucającym się wrażeniem towarzyszącym lekturze zbioru jest lapidarność form, które konsekwentnie realizują tu formułę mikrostylu. A może taka właśnie ścieśniona, migawkowa komunikacja jest dziś najskuteczniejszym sposobem dotarcia do znużonego bezmiarem treści odbiorcy? To, co kiedyś wydawało się czymś błahym (przez swoją niepozorną formę właśnie), dziś może być nośnikiem znaczącego semantycznego ciężaru. Taka fraza może ma dużą szansę na zadomowienie się w poezji, bo hasłowe ujęcia mobilizują odbiorcę do maksymalnego poznawczego wysiłku w nadawaniu znaczeń tym jakby kątem oka rejestrowanym obrazom. I właśnie to, co może tu być najistotniejsze, to nie obraz, ale kąt patrzenia na fragment, który poeta wybiera do obserwacji. To pozorne odczucie, że [małe zawsze] jest przypadkowym zbiorem niemęczących umysłu, lekkostrawnych haseł. Rzeczą służącą rozrywce, poezją niezrozumiałych (!) oczywistości, z przebłyskiem nienachalnie zaangażowanych haseł. Bo i takie tu odnajdujemy:

 

żebraku spod opery
zaśpiewaj, szachisto spod dworca
rusz koniem
to się nazywa gambit

[żebraku spod]

 

Dopiero drugie i trzecie spojrzenie odsłania gambit, do jakiego nawołuje poeta.

Formalny minimalizm, odejście od konwencjonalnie werbalizowanych diagnoz, poetyka niedopowiedzenia i paradoksu okazują się niezastąpione do pokazania, w jaki sposób, pod jakim kątem i przez jaki obiektyw spogląda na świat Karol Maliszewski. Jaką wiedzę o życiu zgromadził i jaką poetykę wybrał do jej opisu.

Wiele tu zjadliwego dowcipu, bezceremonialnych konkluzji, diagnoz niepodlegających negocjacjom:

 

tylko tyle zrozumiałem
z tego listu

[meine vagina]

 

Każda teza interpretacyjna, którą chciałoby się tu postawić, może okazać się zupełnie nietrafiona, a nawet zbędna, bo potencjał odczytań tych mikrozapisów jest dużo większy niż to bywa w przypadku obszerniejszych fraz. Choć niektóre wydają się jednoznaczne, wyrażając choćby jak ta, utratę złudzeń:

 

ona już wie, co się rozgrywa w oku
mężczyzny

piedestał, kloaka i trochę pomiędzy

[ona już]

 

Minimum słów, a w nich jakby od niechcenia sformułowane zakwestionowanie utrwalonego obrazu świata. Przewrotne, prześmiewcze, bynajmniej nieaspirujące do tonów moralizatorskich konstatacje, w których, jak zauważyła Agnieszka Wolny-Hamkało, jest wiedza o śmierci, ale i wiedza o życiu, co ujawnia się nie tylko w takim jak to, przekornym potraktowaniu tematu:

 

twoje zwłoki znają wszystkie
reklamy na pamięć

powtarzają je w ciemności
z dziwnym wyrazem twarzy

[twoje zwłoki]

 

Wiele takich zgrabnie, sentencjonalnie artykułowanych fraz mogłoby z powodzeniem zasilić rejestr haseł wypisywanych na ścianach czy chodnikach, koszulkach, kubkach, wszędzie tam, gdzie pożądany jest przekaz mocny i czytelny. Ale ta czytelność może być pułapką, bo te pozornie lekkie formy nie potwierdzają oczywistości, ale z wyraźną mocą powodują wytrącenie z dotychczasowych przekonań o faktach i ich znaczeniach.  Maliszewski zdaje się w ustalonej rzeczywistości poszukiwać skaz i pęknięć. Gorączkowo (wbrew uproszczonej frazie) wdziera się pod pozory znaczeń, by zakwestionować ustalone znaczenia faktów.

Świat, który widzimy, zdaje się twierdzić w swoich mikrozapisach poeta, nie jest jedynym możliwym. Jego interpretacji może być nieskończenie wiele. Stąd tropienie paradoksów, wskazywanie możliwości innych rozegrań.

I to dyskretne wprowadzanie elementów zakłócających strukturę tego, co zastane.
Bo inne odczytania są możliwe i tylko czekają na uruchomienie:

 

nad nami ten, co zawsze

zawsze małe
mniejsze
nic

nad nami tlen, co zna się
wodór, co czuje
hel, co mówi

zwiąż

[nad nami]

 

Wyraźna inklinacja do skrótu, może nawet kokietowanie ironicznym stylem wirtualnych przekazów nie służy tu do doraźnego rejestrowania doświadczeń, ale do odkrycia ich niejednoznaczności:

 

jest: szukanie autobusu
powinno być: absolutu
(s. 277)

[jest: szukane]

 

Zwężenie frazy i zminimalizowanie poetyckiego instrumentarium służy tu do wzbogacenia przekazu. Tom wypełniają migawki, które nie aspirują do ujęć kompletnych i w żadnej mierze nie chcą być diagnozami uniwersalnymi. To konstatacje wyraźnie zależne od czasu i miejsca, nierozerwalnie związane z kontekstem, który często staje się tu główną treścią. Te mikrofrazy jednak to całkiem dobrze rozwinięte, autonomiczne byty o trudnych do pochwycenia sensach, nierzadko w sposób dyskretny sygnalizujące swoje kulturowe podłoże:

jak on zaczyna
cytować platona

to my go pierdolimy

[jak on]

 

(Cytowana fraza ma głęboki sens, to Platon przecież optował za wypierdoleniem poetów z państwa, ale tym, co jeszcze bardziej się narzuca, jest możliwość odczytania powyższego zdania jako trawestacji pewnego  dialogu z "Siekierezady").

Wszystko to tworzy raport z życia wewnętrznego. Maliszewski kwestionuje stereotypy ze świadomością, że podważenie jednych jest jednocześnie tworzeniem nowych. Poeta tej miary nie ma wobec tego faktu żadnych złudzeń.

Elipsa okazuje się w przypadku tej refleksji nie tylko formułą zawężenia, ale daje jednocześnie możliwość precyzyjnego oświetlenia.

Formułując prawdy z pozoru tylko błahe, poeta zachowuje wyraźny dystans do swojego głosu:

 

z kosmosu nie widać tej linijki

[z kosmosu]

 

Oczywiste i nieprawdopodobne zarazem. Czy nie jest najważniejszym zdaniem tego zbioru?

 

Anna Dominiak 

Powrót