ZNAKI CZASU?
Przeczytałem tomik Macieja Topolskiego „Na koniec idą” z zaciekawieniem, czasem z podziwem dla kunsztu autora, a czasem z irytacją dla ich radykalizmu i może nadmiernego zaangażowania ideowego. Poeta zarysowuje świat współczesny, zgodnie z prawdą, jako miejsce wielorakich konfliktów, różnych interesów oraz egoizmu bogatych, nie liczących się z potrzebami biednych.
Obsługiwałem takich co mieli takich
za nieobecność na podmianę w setkach
nie pamiętali imion ani potu nie wspominając
o gorzkim smaku śliny o głodzie
(…)
Jeleni nigdy im nie zabraknie widziałem w lodówkach
kuropatwy zostawiły mi długi krwisty ślad na rękach
niosłem im jadło proszę uprzejmie weźcie w usta
Mówiłem
(służone)
Wiersz ten, pełen oskarżycielskiej pasji, pisany jest jakby z pozycji rewolucyjnych. Zwraca się wprost nie tyle do rządzących światem, co do tych, którzy nadmiernie korzystają z nierównego podziału dóbr na naszym globie. Ich pycha i zadufanie w sobie mogą nam przynieść
Masz czas i pieniądz a ja daję moje ciało
w zamian więc nie mów że nie masz władzy
Zanim na potrzeby tego wiersza przyjmę
że gdybyś wyrzekł się mnie tak
jak ja wyrzekłem się siebie i swojego ciała
na potrzeby tego wiersza przyjmuję twoją władzę
(…)
(wyrzeczone)
Trudno temu zaprzeczyć.
W wierszach Topolskiego mieści się i rewolucyjny zapał i pragnienie sprawiedliwości nie tylko społecznej, ale także romantyczna gorączka z widzeniem „znaków”, których nie dostrzega pospolita tłuszcza. Pobrzmiewają w nich także motywy biblijne i apokaliptyczne. Czy „koniec czasów” jest już przesądzony? Przynajmniej schyłek świata jaki znamy?
Na ostatniej stronie okładki, Jakobe Mansztajn napisał o wierszach Topolskiego, co następuje:
„Czytałem debiut Topolskiego jako rzecz religijną. Z jednej strony jako próbę spowiedzi. Spowiedzi ostatecznie fatalnej, która bardziej niż spacer przez łąkę odkupienia przypominają próbę przepchania chlebem ości w gardle. Nie ma ulgi, jest pogłębiająca się frustracja. Jednocześnie jest to wstęp do równoległej strony drugiej. Z drugiej bowiem strony ma w sobie debiut Topolskiego coś apokaliptycznego. Zapowiedź małej rewolucji. Gdyby Narrator z Podziemnego kręgu miał w sobie odrobinę więcej liryczności, mógłby powiedzieć, jak to Topolski mówi: „bo zło przynosi mi na usta złorzeczenia / w ręce zło czynne gesty i przedmioty. Świetna książka”.
Rzeczywiście, bardzo pochlebna recenzja, ja mam uczucia trochę bardziej podzielone. Nie wszystkie wiersze, wg mnie zachowują wysoki poziom i jednolity ton romantycznego wieszczenia. Jednak Topolski robi wrażenie swoimi prorockimi ostrzeżeniami przed upadkiem naszej cywilizacji, która poniechała wartości etyczne, goniąc za zyskiem.
W kilku wierszach słyszałem nawet echa słynnej dla mojego pokolenia pieśni: „O cześć Wam Panowie magnaci…”. Jak choćby tu:
Ile jeszcze panowie
ile jeszcze żeby wypełnić wam
pustą i głodną przestrzeń brzuchów rąk bibliotek
kiedy powiedzieć dość
I komu przyjdzie
iść i mówić znakom nie rozkrzewiajcie się
(nienasycenie)
Poezja Topolskiego nie daje się lekceważyć, jest zbyt poważna, sięga do źródeł kryzysu naszej cywilizacji. Wchodzi na tereny, z których poezja już dawno zrezygnowała na rzecz socjologii i filozofii. Okazuje się, że chyba przedwcześnie. Wiersze Topolskiego w sugestywny sposób przypominają nam, ze nie samą ekonomią człowiek żyje i nasza cywilizacja powinna mieć sens i wyznaczony cel, a także kierować się etyką.
W dodatku nie jest to poezja jednoznaczna. W końcu wszystko sprowadza się do walki dobra ze złem. Jednak może zło jest potrzebne? Może ma do spełniania jakąś rolę w naszym moralnym rozwoju? W wierszu „konieczne” poeta stwierdza: „to zło które powtarzam jako niepojęte jest konieczne / żebym miał z czego się tłumaczyć czego się wypierać”.
Warto się nad tymi tekstami zatrzymać.
……………………………………………………………….
Zdzisław Antolski