• 4 Luty 2018

Nikąd

Zbigniew Kozula

Agnieszka Kostuch

Nie trzeba świata sobą zachwycać – o tomie poezji Zbyszka Kozuli (Ziko) „Nikąd”  

Zbyszka Kozulę poznałam kilka lat temu na  literackim portalu „Liternet”. Był wówczas jednym z jego najpłodniejszych autorów. Wyróżniał się inteligentnym poczuciem  humoru i ciętą, szybką ripostą. Również jego wiersze pełne były inteligentnej ironii. W 2015r. wydał swój pierwszy tomik „Nikąd”. Nie zrobił mu wielkiej reklamy, nie szukał  życzliwych recenzentów, nie wciskał nieznajomym. Sama „musiałam” go zakupić w „Miniaturze”.  Jego objętość wprawiła mnie w konsternację. Ziko  – „liternetowy” gaduła – wybrał do swojej debiutanckiej książki tylko 16 wierszy. A „na domiar złego” umieścił w nim reprodukcje obrazów Kazimierza Malewicza. Początkowo odniosłam wrażenie jakby chciał się schować za nimi. Tym bardziej, że są wyjątkowej urody, emanują soczystymi barwami. Reprodukcja obrazu na okładce przedstawia odwróconego tyłem mężczyznę w ascetycznym stroju pielgrzyma. I właśnie słowo „pielgrzym” wydaje się słowem-kluczem tego tomiku. Sam wybór tytułu tomu, który jest jednocześnie tytułem jednego z wierszy, jest bardzo wymowny. W wierszu „Nikąd”  podmiot liryczny jest pielgrzymem (misjonarzem?) śmierdzącym „potem i czerwoną ziemią”, „wyrodnym potworem”, na którego widok uciekają dzieci. Namalowany przez Autora obrazek  burzy idealistyczne wyobrażenie misji.

musisz najpierw zabić swojego ojca / mówi stary człowiek z ogromnym krzyżem // (…) nie mam odwagi się wykąpać/ za to stawiam kroki tak żeby nie umrzeć/ tutaj śmierć się wygrzewa na słońcu”

Co gorsza,  podróż-misja bohatera postrzegana jest jako przewina, porównywalna do odejścia ewangelicznego syna marnotrawnego.

„kiedy wracam znikąd/ mój martwy ojciec podaje mi kurtkę/ pierścień i urządza ucztę”

Podmiot liryczny jest skazany na niezrozumienie zarówno tych, do których pielgrzymował w dobrej intencji, jak i tych, od których odszedł, a dla których kraina śmierci na słońcu jest do tego stopnia nie do pojęcia, że wręcz nierealna. Na szczęście Autor znalazł dla niej miejsce wśród 16 wyselekcjonowanych ostro wierszy.

„Nikąd” to pielgrzymka w głąb siebie, do wspomnień z różnych okresów życia, w tym do dzieciństwa. Bywa gorzka jak w wierszu „Przedział służbowy” - „surowy ojciec jest królem kolei/ ma klucz do wszystkich przedziałów/ otwiera mnie i zamyka/ a potem zapomina że ma syna (…) wyobrażam sobie że wysiadam/ w szczerym polu i znikam w zbożu/ aby stać się kimś ważnym/ bez kogo dalsza podróż traci/ sens”

Refleksyjny ton tego tomiku jest dla mnie drugim (po jego objętości) dużym zaskoczeniem. Ironia, z której słynął na „Liternecie” Ziko, pojawia się rzadko i jest wymierzona głównie w swoją stronę. Autor, nazywany przeze mnie wcześniej Stańczykiem, nie walczy  już ironią , chociaż podmiot liryczny w wierszu „Przedmiotem i podmiotem jest mój język” wyznaje – „towarzystwo adorujących poetów/ głośno rechoce na mój widok // szczególnie kiedy skręcam w lewo/ albo próbuję narysować dom// wtedy ożywa mój martwy język (…) w geście desperacji/ pokażę go światu żeby wyrazić swój stosunek// do otaczającej rzeczywistości”. „Nikąd” nie jest jednak „wystawieniem języka światu”. Jest wzruszającą opowieścią o człowieku-pielgrzymie, uważnym obserwatorze, który chyba woli pomilczeć w drodze niż chłeptać jęzorem. Używa metafor, ale tylko takich, które mają szansę być zrozumiane przez towarzyszy podróży (niekoniecznie oczytanych). I poza trudami pielgrzymowania dostrzega „świetliste refleksy/ które przechodząc przez szkło butelki/ ubarwiają obraz przemijania/ wszystkimi kolorami tęczy/ niczym niewidzialną ręką/ dopisane do śmiertelnego memento/ że było warto”

Ten ostatni wiersz „Memento” zamyka tom i daje jednocześnie odpowiedź o sens umieszczenia reprodukcji obrazów Malewicza. Są jak te barwne refleksy między ciemnymi refleksjami podmiotu-pielgrzyma.

Autor zaryzykował wybierając do swojego pierwszego tomiku  tylko 16 wierszy. Nawet jeśli powszechnie wiadomo, że więcej nie zawsze znaczy lepiej, to jednak w świecie poezji taki debiut „podejrzanie” wygląda. Ale Autor należy do tych szlachetnych wyjątków wśród poetów, którzy nie muszą się zestarzeć, by zrozumieć, że „nie trzeba świata/ sobą zachwycać” (Jerzy Harasymowicz, „Głogi”).

 

Agnieszka Kostuch

 

Powrót