• 2 Lipiec 2018

Odpocząć od cudu

Jerzy Hajduga

  • Wydawnictwo:
    Wydawnictwo Literackie Białe Pióro [ Inne tytuły tego wydawnictwa ]
  • Miejsce i data wydania:
    Warszawa 2015
  • ISBN:
    978-83-64426-22-3
  • Ilosc stron:
    70
  • Rodzaj:
    poezja
  • Oprawa:
    miękka
Agnieszka Sroczyńska

„a może odpocząć od cudu”

Kapelani szpitalni. Co o nich wiemy? Czy postrzegamy ich jedynie przez stereotypy – niezłomnych duchownych od pocieszania, wyprawiających w ostatnią drogę duszę, której nie udało się żadnym cudem zatrzymać dłużej w ciele? Jeśli tak, to tym bardziej powinniśmy pozwolić jednemu z nich – ks. Jerzemu Hajdudze - zabrać siebie do świata jego „poezji szpitalnej” zamkniętej w tomie pt. „Odpocząć od cudu”. Poprowadzi nas przez szpitalne korytarze do sal pacjentów, a nawet na cmentarz. Po czym nieoczekiwanie uchyli drzwi do jeszcze bardziej zamkniętego, nieznanego nam świeckim świata klasztoru – do swojego pokoju-celi, w którym „dwa krzesła o jedno za dużo”(„Dodatkowy talerz”, s.40) , albo zaprosi do „rozpalonego” ogrodu, w którym szuka „siebie nie siebie”(„Nikogo tutaj”, s.21).

Pierwszym kapelanem-poetą, który przed 11 laty otworzył mi oczy na trud tej pracy był ks. Lucjan Szczepaniak SCJ, do dzisiaj pełniący funkcję kapelana-lekarza w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. Swoją poezją zaprowadził mnie "tam, / Gdzie inni nie chcą chodzić. / Gdzie boją się / I ogarnia ich wstręt." (Lucjan Szczepaniak SCJ, „Bo byłem chory...(Mt 25,36) Poezje szpitalne”, Wydawnictwo Księży Sercanów DEHON, Kraków 2005). Jak napisała we wstępie tej książki Alina Aleksandrowicz - "To świat artes moriendi, niepowtarzalny, odrębny, inny od tego, w którym żyją <tamci> - zdrowi, zadowoleni, nierzadko bogaci. Jak przekroczyć ową zamkniętą przestrzeń, pokonać ją, przełamać zamknięcie?” Jerzy Hajduga tomem „Odpocząć od cudu”  również pomaga nam przełamywać owo mentalne zamknięcie. Wielu z nas ma doświadczenie pobytu w szpitalu będąc pacjentem lub czuwając przy chorych bliskich. Jednak doświadczenie pracy w tym miejscu jest czymś jeszcze innym. I tym doświadczeniem podzielił się z nami szczodrze ks. Jerzy. Napisałam „szczodrze”, bo pomimo, że zamieszczone w tomie 40 wierszy jest bardzo ascetycznych pod względem ilości użytych słów, to ich głębia, intymny charakter są poruszające. I co bardzo ważne Autor znalazł balans w ukazaniu tej intymności. Pisanie wierszy o cierpieniu, śmierci jest bardzo trudne. Bo z jednej strony można popaść w „językowe łkanie” nie trzymając emocji na wodzy, a z drugiej – można spłycić temat zbytnio dystansując się do niego. Tadeusz Różewicz powiedział w jednym z wywiadów, że „nie pisze się cierpieniem (…) cierpienia nie napisały za mnie książek. One były, one tam tkwią”, ale „poddawanie się emocjom podczas pisania? – mogłoby się zmienić w sentymentalne gadulstwo”. Ks. Jerzy grzechu „sentymentalnego gadulstwa” na pewno nie popełnia jako poeta.

Tom otwiera wiersz zatytułowany „Żadną łzą”. I właśnie ten tytuł jak przytoczony dalej w wierszu pyłek, co utkwił w oku, od pierwszego przeczytania wciąż nie daje mi spokoju. Czy poeta już na początku zastrzega, że nie będzie żadnych łez w tym tomie? A może tylko jego łez nie będzie? Bo kapelan szpitalny nie płacze publicznie? A kapelan-poeta tym bardziej nie powinien? A może chce już na wstępie nam powiedzieć, że żadną łzą nie opowie się tego cierpienia, samotności, które widział u innych i doświadczył sam? Jedno jest pewne - Hajduga przywiązuje dużą wagę do wyboru tytułów. Są albo bezpośrednim wprowadzeniem do wiersza jak tytuł „Gdy” ( „padasz przy mnie / na cztery łapy…”, s. 19), albo jego kwintesencją jak w przypadku „Sacrum gestów”( „mury klasztorne kruszą się / spacerujemy po ogrodzie // im bliżej nam im dalej / już nie wiem jak // położyć dłoń na ramieniu”, s. 12). Bywają cytatem, głosem bohatera wiersza – „To dziecko jest moim mężem” (s. 39) albo puentą – „Samotność nie zadaje pytań”(s. 46-47), czy „Dobrze jest czekać” (s. 63).

Wspomniany już wcześniej ascetyzm tych wierszy, polegający na oszczędnym, by nie powiedzieć wręcz „aptekarskim odmierzaniu” słów, nie zubaża ich przekazu, ale przeciwnie go wzmacnia. Biel i cisza są w moim odczuciu dwoma głównymi emblematami szpitala. Jednym i drugim naznaczony jest ten tom. Królująca biel, przywołująca na myśl sterylność i kolor szpitalnych ścian, łóżek, ubrań personelu, jest zasługą głównie Marii Kuczary. Opracowała graficznie książkę, wstawiając do niej biało-czarne grafiki przedstawiające zarysy rekwizytów oraz miejsc szpitalnego i klasztornego świata. Jednak ilustracje nie dominują nad wierszami. Przeciwnie, sprawiają wrażenie jakby chowały się po kątach tego tomu. I to również ma swoją ważną wymowę. Może nawet głębszą, gdyby krzyczały do nas makabryczne obrazy z sal operacyjnych i prosektorium. Umieszczenie grafiki prostego krzesła centralnie na przedniej okładce uważam za genialny w swojej prostocie. Każdy, kto doświadczył długich godzin czuwania przy kimś chorym w szpitalu, wie, że bez tego krzesła czuwanie byłoby jeszcze bardziej męczące, jeśli w ogóle możliwe. Chociaż sam motyw krzesła pojawia się tylko w jednym wierszu „Dodatkowy talerz”, to jednak krzesło jest ważną metaforą całego tomu, metaforą odpoczynku, o który tak ciężko głównemu bohaterowi w jego szpitalno-klasztornym świecie.  W jednej z zamieszczonych na koniec tomu notatkach „z przychodni wierszy” wyznaje: „Odpocząć od cudu. Ale jak? Jeszcze słyszę krzyk chorego. W moją stronę, w stronę krzyża. Szybko zamknąłem za sobą drzwi na plebanii, rzuciłem się na łóżko, okryłem kocem. Jeszcze tej nocy telefon, to on. Zdążył się wyspowiadać”. (s. 66) Ks. Jan Twardowski o tym krzyku w stronę krzyża, niespełnionych prośbach o cud, z którymi musi mierzyć się kapłan, pisał w wierszu „Zbawia przez…” tak:

„Chrystus przez wierzących jeszcze nie poznany – / zbawia znów / (…) / przez nowenny nie wysłuchane / (…) /  przez chorób niewyleczenie / choć tyle włożyłeś trudu / przez niespełnienie cudu / choć jak Matka prosiłeś w Kanie / (…) /  przez twoje własne cierpienie / (…) / przedłuża się ramię krzyża”

A jednak w innym wierszu Twardowski prosi Boga, żeby nie musiał tłumaczyć „stale cierpienia – niech zostanie jak skała ciszy”. I tę ciszę słyszymy bardzo wyraźnie w tomie Jerzego Hajdugi.

„Panuje cisza, jakby przed chwilą umilkł dzwon pozgonny albo ktoś z chorych przestał pytać: ciekawe, kiedy ja.” (s. 66)

Próżno w nim szukać „złotych myśli”, jak poradzić sobie z cierpieniem własnym i czyimś. Nie znajdziemy też w nim żadnych słów pocieszenia, z którymi najczęściej kojarzymy osobę kapelana szpitalnego. Główny bohater nie jest miłosiernym herosem. Jest zmęczonym (prośbami o cud? swoją bezradnością?) zwykłym człowiekiem, którego też nie ominęła choroba. I paradoksalnie proponuje: „a może choć na chwilę / odpocznij od cudu” („Wstań”, s. 38) Jego samotność jest równa tej, do których przychodzi, a może jeszcze większa? Skoro jedyną osobą, na której „przytulenie” może liczyć, jest zmarła matka.

„mamo już / późno // a ty / z dłonią // na mojej / poduszce // przytul się / przytul” („Zawsze”, s. 56)

Dwa wiersze zatytułowane „Samotność nie zadaje pytań” nie pozostawiają złudzeń, że te dwa światy – szpitalny i klasztorny – łączy bardzo wiele, na czele z poczuciem osamotnienia, które uczy między innymi milczenia. Jeśli wierzyć ks. Janowi Twardowskiemu, że „wiary uczy milczenie” („Uczy”), to ks. Jerzy jest wzorowym uczniem w tych dwóch trudnych „szkołach wiary”. Ale jak każdy uczeń potrzebuje wakacji, więc oby odpoczął tego lata od wszelkich cudów.

 

Agnieszka Sroczyńska

Powrót