• 5 Lipiec 2020

Światło i szelest

Jadwiga Malina

  • Miejsce i data wydania:
    SPP, Kraków 2019
  • Ilosc stron:
    100

Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk

50 twarzy śmierci

50 twarzy śmierci – to chwytliwy nagłówek, właściwie mógłby brzmieć „tysiące”, albo „miliony twarzy śmierci”. W tym tytule wybrzmiewa echo rozkoszy zmysłowych, smakowania chwili, kultu ciała. Ale tu perspektywa jest zupełnie inna niż w powieści E.L. James. W wyborze wierszy „Światło i szelest” - Jadwigi Maliny śmierć jest podszewką życia, ocieramy się o nią nieustannie, choć nie zawsze mamy ją przed oczami. Bywa, że jest niezauważalna – kiedy stoimy w pełnym świetle, pod czułym okiem Jezusa i Maryi, którzy są i nie ustają, wtedy jesteśmy bezpieczni. I jeszcze  kiedy przez chwilę zdaje się nam, że nasze królestwo z tego świata jest rozległe i bogate [Królestwo] i że jakoś uda nam się zaklęciem albo pudełeczkiem z fizyką zatrzymać czas i przeznaczenie. Możemy wtedy nie słyszeć tych szelestów, pluskań, brzęków psiego łańcucha, mlaskania bagienka, szumów gałęzi drzew skazanych na ścięcie, dźwięku kołatki. Ale to działa tylko przez chwilę, kiedy zatykamy uszy, zamykamy oczy i śpiewamy:

[…] Nie ma śmierci i cienia nie ma.

Nie ma smutku i bólu. I strachu.

La, la, la… […]

                      [Matka i dziecko]

 

Inaczej ukazuje się ludziom – jako ni to chłop ni baba, inaczej patrzy w oczy jeża, który sposobami obmyślonymi przez naturę, próbuje uchronić się przed kołami nadjeżdżającej ciężarówki, inaczej usypia małe koty w wodnej kołysce. Była, jest i będzie; to prawda objawiona i niepodważalna, więc nieunikniona, niczym mechanizm zegarowy, więc:

[…]

gdyby nie przyszła

byłbyś

czekałbyś

dostałbyś kota do głowy

                        [ Jeszcze nie ]

Cóż zatem, trzeba dać się oswoić, wyciągnąć rękę do tych, którzy byliście tu przed nami, zachowywać w pamięci, ale równocześnie widzieć w czasie teraźniejszym: babcię, dziadka, przodków idących jeszcze dalej z głębi ziemi, widzieć stary dom, który przepołowiony umiera, w asyście brzemiennych drzew i wystraszonych dzieci, pamiętać o zdechłych krowach, polnej myszy, wróblu (czy mazurku?) i kosie; i jeszcze pamiętać

[…]

Że śpiewał na dwóch nogach.

Zapałkach.

Aż padł. Aż mu z gardła wypadły

Robaki. Cała garść.

                                    [Kos]

 

Poetka rozpoznaje „zagładę” w zagarniającym owady kilkuminutowym deszczu [Zagłada], odczuwa utratę, solidarność żywych wobec tych, którzy ulegli pokuszeniu.

Z taką wrażliwością nie jest łatwo żyć, nawet gdy człowiek nie boi się ziemi, natury, przyjmuje do wiadomości, że śmierć jest podszewką życia i ocieramy się o nią nieustannie. Poetka niczym radar wyłapuje sygnały, które dla innych są niewyczuwalne, odbiera delikatne drgania powietrza, słyszy echa dawnego śmiechu i dźwięki oberków.  

 

[…]Daj mi jeszcze kilka lat,

Ale zabierz wszystkie głosy,

Niech się wykrzyczą w dal wichury

Kołatkami zdań […]

                                     [Od rozbłysku]

 

Mogło nas nie być, może nawet miało nas nie być, ale jesteśmy, żyjemy. Obserwujemy ginące gatunki, zjadamy rośliny, zwierzęta, smakujemy chwilę, uważnie lub nieuważnie przechodzimy przez radość, smutek i śmierć. Człowiek ma w sobie pychę i pokorę może być królem i katem, może tworzyć i niszczyć, ale kimkolwiek jest – zawsze mija, pozostawia coś po sobie lub znika bez śladu. Ale tylko człowiek odnajdując kolosalnie nikłą kosteczkę może zadać pytanie:

„A może być coś mniejszego niż człowiek?” [1986]                                                                                                                                                                            
Czytając ostatnią książkę Jadźki chodzi mi uporczywie po głowie cytat z wiersza Czesława Miłosza: Otchłań nie je, nie pije/I nie daje mleka./Co robi?    Czeka.  [Na cześć księdza Baki]

 

Może nie tylko człowiek ma świadomość przemijania, ale tylko człowiek ma zdolność zadawania pytań, a poeta to człowiek, który żyje po to, żeby te pytania zadawać.

 

Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk. Jadwiga Malina "Światło i szelest". Biblioteka Kraków, 2020,108 s.

 

 

 

 

 

 

 

Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk

Powrót