• 26 Kwiecień 2018

Szarlotka, czyli co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić

Anna Morawiec

  • Miejsce i data wydania:
    Gdańsk 2016
  • ISBN:
    978-83-64134-11-1
  • Format:
    160x215 mm
  • Ilosc stron:
    64
  • Rodzaj:
    proza poetycka,
  • Oprawa:
    twarda
Agnieszka Sroczyńska

Dać sobie czas… na Gdybawkę, podróże w nieznane i inne przyjemności - recenzja poetyckiej książki Anny Morawiec „Szarlotka, czyli co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić”, którą wygrała Konkurs Literacki Miasta Gdańska im. Bolesława Faca w 2015r.

Po jaką cho… inkę zabierać się za pisanie recenzji książki, która wydana jako nagroda w poważnym konkursie literackim, poszła już dwa lata temu w świat? Co prawda jako debiutantka (a z debiutantami ,szczególnie poetyckimi, bywa różnie, niektórych odkrywa się długo po ich debiucie), ale tej już na początku podróży przyklejono (na tylnej okładce) wspaniałą etykietę autorstwa profesora Kazimierza Nowosielskiego   – „DOBRZE NAPISANE”. Co więcej, doczekała się recenzji w poważnych pismach literackich, jak „Odra”, „Topos”, czy „Nowe Książki”. Przeczytałam te recenzje. I szczególnie jedna z nich – autorstwa Grzegorza Tomickiego w „Nowych Książkach”[1] – stała się kolejnym powodem, by podzielić się własnym odbiorem niezwykłej poetyckiej opowieści, którą stworzyła Anna Morawiec, rozważając – „co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić”.

Ilustracja na okładce autorstwa Mariusza Stawarskiego jest malarską interpretacją  fragmentu wiersza Beaty Kieras, którym Autorka rozpoczyna swoją opowieść  –

i wreszcie z tej wody w ustach

z całego morza pokory

wypłynie łódka z szaleńcem [2]

Te trzy wersy mówią wiele o przyczynkach Autorki do wyruszenia w literacką podróż w dojrzałym wieku i w dodatku będąc – o zgrozo, krytycy – magistrem inżynierem rolnikiem. Nie bez powodu przywołuję motyw podróży, bo sama Autorka odwołuje się do niego nie raz w swojej książce. Między zdaniami kolejnych opowiastek (bo jednak skłaniam się do zaszeregowania „Szarlotki…” do prozy poetyckiej) Autorka namawia nas do wyruszenia w podróż i to podróż w nieznane. Jak muszelki, „które zerwały się / z szyi pewnej pani (…) ponieważ chciały odważnie wyruszyć na zimową wycieczkę.” [3] W tym miejscu jednak zrobię w tył zwrot i napiszę kilka słów o warsztacie Autorki. Przywołana w cytacie personifikacja jest jednym z ulubionych przez Nią środków poetyckich. Nie tylko deszczowi (którego opisywaniem jak wiadomo poeci zajmują się od dawna) nie odmawia ludzkich cech, takich jak gwałtowność („Z pasją zacina.”)[4], czy próżność („A może chciałby, żeby o nim mówiono.”)[5], ale również zupełnie nieromantycznej mszycy, zwanej Porazikiem, której rodzina „nie znała żadnego umiaru ani w piciu, ani w jedzeniu, ani w seksie.”[6]

 I znowu muszę zboczyć nieco z trasy (czyt. opisu warsztatu), żeby dotrzymać słowa ze wstępu i odnieść się do recenzji Grzegorza Tomickiego, który à propos warsztatu Autorki raczył nazwać Jej metafory w „Szarlotce…” „niezbyt wymyślnymi”. Zatem przytoczę kilka i pozostawię je Państwa ocenie -

 „czas magnetycznych zakłóceń” [7] (= jesień ),  „Niewyraźna Dolina Wtedy”[8] (= przeszłość), „Wysokie Góry Kiedyś”[9] (= przyszłość), „Wielka Gdybawka”[10] (= tworzenie opowieści ), „Zatoka Pokruszonego Krawężnika”[11]  (= wyszczerbiony krawężnik chodnika w deszczu)

Anna Morawiec buduje metafory również z pomocą ładnych epitetów – „szaleństwo pektynowe , szaleństwo sernikowe” [12], „zasuszone mieszkania”[13], „bezpieczne znieczulenia”[14]. Nawet ryzykowna metafora dopełniaczowa w Jej wykonaniu nie brzmi banalnie, jak np. – „erotyzm storczyka”[15]. Tworzy bardzo piękne porównania – „[ból] działa jak oktany”[16], czy humorystycznie brzmiące - „[Poraziki] rozmnażały się jak krosty ospy wietrznej”[17].

Zastanawiam się, jakim cudem pan Tomicki nie zauważył w swojej recenzji w y m y ś l n y c h neologizmów – „ZakochanyOn, ZakochanaOna”[18], „cotosięniewiadomokiedy”[19].

Ponadto Autorka w kilku tekstach zastosowała aliterację, co jednak wskazywałoby na to, że zależało Jej, by ich fragmenty zmieniły rytm i wybrzmiały jak wiersze. To ciekawy zabieg, z którym wcześniej nie spotkałam się w prozie poetyckiej.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech „Szarlotki…” jest narracja. Gdybyśmy nie wiedzieli, że Autorką szczególnie kilku tekstów jest dojrzała kobieta, moglibyśmy pomyśleć, że opowieści te snuje jakieś gadatliwe, zachwycone odkrywaniem świata dziecko. Zdania często zaczyna od „a”, „żeby”, „i”, „ale”. Podaje lakoniczne odpowiedzi – „Bo tak”[20], „Bo nie.”[21] A od użycia języka dziecka już tylko krok dzieli nas od wpadnięcia w świat jego wyobraźni. Co najwyraźniej przydarzyło się Autorce. Dlatego w pierwszym wierszu próbuje przekopać „piętą tunel w piasku” na plaży, żeby „przedostać się nim na drugą półkulę”. [22] Dlatego w innym buduje szkołę podobną w klimacie do Akademii pana Kleksa , w której będzie nauczać się „przedmiotów przydatnych do życia”, czyli: „z głębokiego oddychania i płytkiego, na zmianę”, „zawijania się w kulkę z brodą na kolanach”, „przecierania oczu, głaskania i trzymania za rękę”, „korzystania z bezpiecznych znieczuleń”, z „masażu gorącymi kamieniami”, z „kąpieli w mleku czy ptasiego koncertu”, „pierwszych kroków po traumie”, „nauki alfabetu”, „ikebany”, „malarstwa i nauki płaczu”.[23] (prawda, że „niewymyślnie”, panie Tomicki? )

Autorka nie tylko chce przypomnieć sobie i nam, jak to jest patrzeć na świat oczami zachwyconego dziecka, ale również chce trochę zaczarować rzeczywistość. I o ile w psychologii jest to termin rozumiany negatywnie, o tyle w literaturze i w ogóle szeroko rozumianej  twórczości jest to zabieg jak najbardziej  wskazany. Dlatego „przekracza się uprawnienia i zmienia / zakończenia napisanych historii”[24]. A po co się zmienia? Żeby uszczęśliwić bohaterów, którzy źle skończyli ,jak uzdolniony muzycznie Antek. Dać im inną – lepszą – historię, np. „pracę na dworze w orkiestrze symfonicznej”. [25]

Ale błędem byłoby uznać Annę Morawiec za naiwną marzycielkę, czarodziejkę, szulerkę słowami. Magia i humor przeplatają się w Jej tekstach z poważną, dojrzałą, pozbawioną patosu refleksją -

„W stanie zadziwienia czas zatrzymuje się.”[26]

Czasem jest ona bardzo pochmurna -

„rozdwaja się i tkwi takim rozdwojonym / między obrzydzeniem a współczuciem do Obcego, którym / może stać się w sklepie spożywczym złodziej. (…) /  Nie zabrał portfela, zabrał mowę. (…) / Nie pozwolisz nigdy więcej jakiemuś pierwszemu lepszemu / Obcemu – na odebranie sobie głosu. // Dlatego, i nie tylko dlatego, kiedy inny Obcy zabiera nocą / z Rakowic / stary mosiężny krzyż, całkiem nieduży, z grobu dziadka, / babci i mamy, mówisz głośno i spokojnie, nawet jeśli nie usłyszy // - Biedny człowieku, jaki krzyż niesiesz przez życie / że tak bardzo potrzebujesz i tego?” [27]

Czasem refleksja miesza się z groteską i dla obu znajduje się miejsce w puentach

„Gdyby tak moc bólu zębów u ludzi można było przemienić w energię, / świat nie potrzebowałby ropy naftowej. / Byłoby mnie wojen.”

Może trochę romantycznie, ale jednak uważam, że czasami opisywanie świata jest próbą jego naprawy . I nie jestem odosobniona w tym przekonaniu -

„Jego [handlarza Nachmana] pisanie na wieku skrzyneczki ułożonej na kolanach, w podróżnym kurzu i niewygodnie, jest w istocie tikkun, naprawą świata, cerowaniem dziur w tkaninie”  [28]

Myślę, że ta humorystyczno-refleksyjno-magiczna książka jest taką próbą. Bo po jej lekturze człowiek uśmiecha się jeszcze bardzo długo…  do siebie, do świata, do ukochanego. A wywołanie radości przez pisarza, artystę w odbiorcy jego dzieła jest już wielką zasługą.

Odnoszę też wrażenie, że Anna Morawiec wystawiła język dorosłym (szczególnie tym, którzy mówią - „nic mnie już nie zdziwi”, „wszystko jest do d….”),  nie wyłączając krytyków literackich i klasyków jak Mickiewicz („niezła zemsta za zajmowanie czasu Matce Polce”[29]).  Czuję, że zostałam „ukąszona” [30] przez Jej talent. I w przeciwieństwie do pana Tomickiego, mam pewność, że jeszcze w znaczący sposób się rozwinie.

Agnieszka Sroczyńska



[1] Grzegorz Tomicki, Na przykład pisze się wiersze, „Nowe Książki”3/2017.

[2] Anna Morawiec, Szarlotka, czyli co się robi, żeby nie robić tego, co powinno się robić, Wydawnictwo w Podwórku sp.j, Gdańsk 2016, s. 5

[3]  Op. cit., s. 20 

[4] Op. cit., s. 48 

[5] Op. cit., s. 48

[6] Op. cit., s. 12

[7] Op. cit., s. 37 

[8] Op. cit., s. 38 

[9]  Op. cit., s. 38

[10]  Op. cit., s.

[11] Op. cit., s. 49

[12] Op. cit. , s. 11

[13] Op. cit., s. 13

[14] Op. cit., s. 17

[15] Op. cit., s. 40

[16] Op. cit., s. 16

[17]  Op. cit., s. 12

[18] Op. cit., s. 37

[19] Op. cit., s. 52

[20] Op. cit., s. 52

[21] Op. cit., s. 27

[22] Op. cit., s. 7

[23] Op. cit., s. 17

[24] Op. cit., s. 33

[25] Op. cit., s. 33

[26] Op. cit., s. 8

[27] Op. cit., s. 9-10

[28] Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe albo wielka podroż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

[29] Op. cit., s. 53

[30] Tak mawiano o wpływie Kantora na jego współpracowników i wielbicieli.

Powrót