OCEAN WZRUSZEŃ
Zbiorek wierszy Elżbiety Ruppe pt. „W czerwień zaplątani” jest swoistym dziennikiem rozmów przeprowadzanych z samą sobą, a także pamiętnikiem, w którym autorka podsumowuje swoje dotychczasowe życie, wspominając chwile szczęśliwe i ważne. Prowadzi także dialog ze swoim mężczyzną, rozmyślając na temat istoty i sensu upływającego czasu, miłości oraz swojej twórczości poetyckiej. O swoich wierszach pisze „stop-klatki”:
Myśli-wspomnienia niczym kadry -
spowolnione wypadaniem płatka
zastawki mitralnej – na ekranie
życia trwożnie się przesuwają.
Elżbieta Ruppe, jak można przeczytać w książce: „urodziła się w 1951 roku w Łomży. Jest absolwentką tamtejszego liceum ogólnokształcącego. Od wielu lat żyje na emigracji, w 1999 roku przeprowadziła się z Niemiec (Hesja) na Węgry”.
Uprawia twórczość poetycką od bardzo dawna, publikowała na internetowych portalach, a także w kilku antologiach, krajowych i polonijnych, oraz w „Zeszytach Literackich” i w czasopismach polskojęzycznych na Węgrzech i w Niemczech. Zbiór „W czerwień zaplątani” jest wyborem z jej twórczości i próbą poetyckiego autoportretu. Już w pierwszym wierszu pt. „Zaklinaczka snów” maluje swój portret w trzeciej osobie:
ubrana w słodko-gorzkie słowa
z głową wysoko w błękicie
a duszą wiecznie zieloną
drżącym piórem maluje świat
na podobieństwo swoje
Jej twórczość ma spełniać rodzaj psychoterapii: „blizny na sercu ceruje ściegami / balsamicznych wersów”. I taki właśnie jest ten tomik, melancholijno- wzruszeniowy. Jego zadaniem jest przynieść otuchę i nadzieję poetki, która mówi o sobie:
(…)
Razem z nimi ja – marzycielka
zamglona – pomykam lirycznie.
Czy warto zostawić poetyczne
ślady w niebycie?
(Deliberacje)
Nazywając siebie „naiwną romantyczką” stwierdza:
Wędruję po cienkiej linie,
między bajką a rzeczywistością -
balansuję na granicy
dwóch światów.
(Resume)
Wiele wierszy dedykowanych jest mężczyźnie, towarzyszowi życia, w którym domyślać się można małżonka (?), jednak czasami autorka zwraca się do mitycznych bohaterów, na przykład jako Penelopa, pisze do Odyseusza:
Przecież wiem, że jestem
przestrzenią Twoich pragnień,
bezkresnym oceanem
wzruszeń.
(…)
Zawiń do portu -
czekam w naszej Itace…
ukołysz stęsknioną duszę.
(Odyseuszu,)
Tak, powołaniem mężczyzny jest wędrówka w poszukiwaniu szczęścia, który symbolizuje Penelopa oczekująca na powrót swojego męża. To są odwieczne role przypisane nam przez archetypy kulturalne. Poetka zdaje sobie sprawę, że jej osobowość artystyczna jest trpchę chwiejna i nieobliczalna, może być niezrozumiała dla mężczyzny, do którego zwraca się z apelem „spójrz na mnie wreszcie/ nie tylko jak na żonę”.
A jak zachowuję się w chwilach emocji:
Tupię, krzyczę, płaczę.
Za chwilę wybucham
szaleńczym śmiechem.
Dojrzała kobieta
rozkapryszona jak mała
dziewczynka – tak myślisz,
patrzysz na mnie i nic
nie rozumiesz, dojrzały
mężczyzno.
(…)
Bo kobiecość, mój miły,
bywa zwykła lub niebanalna.
Potrafi też z dokładnością
aptecznej wagi (nie dla żartów)
zważyć sedno sprawy nawet
w makowym ziarnku.
(Na huśtawce emocji)
Poezja Elżbiety Ruppe jest tradycyjna w formie, często posługuje się rymem i rytmem, ale jej ostatnie utwory ewoluują w formę nowocześniejszą, posługują się niedpowiedzeniem i zawieszeniem głosu.
Wiersze Elżbiety Ruppe pełne są wewnętrznego ruchu, nawet „łaknienie unosi się, faluje / w musujących bąbelkach / pożądania euforycznie / upaja zmysły.” (desire). I tak w każdym wierszu, zupełnie jak w przyrodzie widzimy nieustające zmiany ruch, dynamikę. Tytuł tomiku („W czerwień zaplątani”) nawiązuje do obrazu Goi, czemu sama autorka dała wyraz w wierszu „Jakby malował Goya”:
Ekstaza uczuć
(płonąca czerwień,
cichy krzyk,
głośny szept,
słońce i cień),
jakby malował Goya.
(…)
Parę kropel wina
jak krew czerwonych
na klawiaturę
naszych serc spadło -
nie martw się, kochany,
reszta jest twoja.”
Trzeba również zauważyć, że tytuł mówi o dwóch osobach „w czerwień zaplątanych”. Później poetka wyjaśnia to w wierszu „Unisono w dwutakcie”:
Spojrzenia zatopione w oczach,
zwilgotniałe usta w rozchyleniu
czekają na taniec zmysłów i ciał.”
Natomiast w wierszu tytułowym, wyjaśniającym jej intencje, pisze: „W milczeniu postawiłeś / na stole wazon płonący / dojrzała jarzębiną // W połowie września / zapachniało rosą i dzikimi / jagodami – rzęsiście / i cierpko // Przez zamglone okno / podgląda nas bezwstydnie / rozżarzone niebo i chłód / ostatnich nocy”. Cały utwór poświęcony jest dojrzałej, jak jesień, miłości, która mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Ta czerwień jest więc chłodna – jak jesień.
Warto zwrócić uwagę na niezwykłą wrażliwość Elżbiety Ruppe na przyrodę. Niemal każdy wiersz jest małym arcydziełem słowno-malarskim, opisującym piękno natury, np. „kryształowe kropelki rosy / dotykane najmniejszym podmuchem wiatru / drążą / spadają na łodygi i kwiaty” albo „jesień świat ubarwia kolorami, / mami nas złoto-rudą paletą” i jeszcze „w uśmiechu tlą się okruchy słońca”. I tak w każdym wierszu znajdziemy miniaturowy obraz malarskiego piękna natury, uchwycony w słowa. Może najbardziej podoba mi się ten fragment:
wytańczmy siebie
na falach jezior
na skrzydłach wiatrów
powirujmy
(jeszcze raz)
Wiersze Elżbiety Ruppe są niezwykle malarskie, mienią się wszystkimi kolorami jesieni (oczywiście z dominantą czerwieni) i razem stanowią piękny bukiet. Bardzo pasuje do nich malarstwo Alfonsa Muchy, które wykorzystano w zbiorku. Są hymnem na cześć dojrzałej miłości. I nie jest to poezja egoistycznie i po narcystowsku zapatrzona w siebie, osadzone są w realiach życia, ale głoszą pochwałę życia i miłości. Podmiot liryczny tych wierszy to kobieta świadoma swoich walorów, pewna siebie, dokonująca życiowego bilansu, ale jednak bardzo przy tym delikatna, pełna wzruszeń i zachwytów. I choć nie jest osobą kruchą, jak np. bohaterka wierszy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, jednak jest bardzo kobieca w odczuwaniu świata, dostrzeganiu niuansów psychologicznych, bogata w przemyślenia na temat miłości, życia i twórczości.
Mówi o sobie „marzycielka zamglona”, „naiwna romantyczka”, ale czytelnik wie swoje, że to świadoma swoich walorów artystka, malarka słów, trzymająca pióro pewnie w nieomylnej dłoni. Co nie znaczy, że nieprawdziwe są jej słowa, iż „Dusza kobiety lekko / potargana – z labiryntem / niespełnionych marzeń / i pragnień… (…).” Po prostu Elżbieta Ruppe ma filozoficzny dystans do siebie i swoich wzruszeń, potrafi patrzeć na świat i na siebie z lekko ironicznym uśmiechem. Tak wygląda kobieta dojrzała, świadoma, artystka i poetka. Jeje wiersze zawarte w tomiku to swoisty „autoportret dwojga”.
…………………………..
Elżbieta Ruppe, W czerwień zaplątani, Miniatura, Kraków 2016, s. 80
Zdzisław Antolski