Zdanie odrębne - Casus Waldemara Kazubka czyli Wchodzę w to!
„Wchodzę w to” Waldemara Kazubka, laureata Granitowej Strzały 2017 w Strzelinie – to spóźniony debiut (ale jaki debiut!!!) poety rodem z Mikołowa. Waldemar miałby pierwszą poetycką książkę dawno za sobą, o mało co nie wygrał w 2014 roku Radomska (wygrała wtedy Anna Grabowska), projekt jego tomiku budził wielkie zainteresowanie jurorów. Próbował też w wielu innych prestiżowych konkursach, zawsze dostrzegano jego wiersze, kilka razy był w finale. Waldek pochodzi ze specyficznego miast - Mikołowa, jedynego bodaj w Polsce, gdzie jest największe zagęszczenie poetów na metr kwadratowy! Wielkim światłem świecą mikołowianie: Gala Jakubowska-Fijałkowska, Bogdan Prejs, Roma Jegor, Janina Szołtysek, Marcin Bies, Maciej Froński, Krzysztof Siwczyk, Maciej Melecki i do tego jeszcze unoszący się duch Wojaczka… Chyba, że jako fatum? To poniekąd powoduje, że trudniej się przebić innym świetnie piszącym autorom, wiadomo - nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Bo to dziwne, że Instytut Mikołowski (notabene mieszczący się w dawnym mieszkaniu Rafała Wojaczka, odpowiednio przystosowanym na ten cel) nie pokusił się wydać wierszy Waldemara, no ale nie wchodzę w dywagacje co i jak ,dlaczego?, a nadto sprawdza się maksyma: habent sua fata libelli .
Cieszę się przeto, że Granitową Strzałę zdobył tomik Waldemara Kazubka - bardzo zasłużenie, pomimo, że konkurencja była bardzo mocna (moim drugim faworytem był Marcin Królikowski - o Marcinie i jego najnowszej książce nie omieszkam napisać.
Pierwsze, co rzuca się w oczy - to okładka a dokładnie zdjęcie z Lizbony(?) wykonane przez autora (Waldek jest również znakomitym fotografikiem!) z mocno eksponowanymi wiszącymi na drucie butami, pomiędzy ciasnymi uliczkami, gdzie w tle na mansardzie zakratowane okienko i te… dygoczące buty. To jest to!
Tak, wchodzę w to, w te heksametry mięsiste, jędrne, w prawdziwie męską poezję – przyznam się, że tomik przeczytałem jednym tchem. Bo Kazubek nie kwili jak niektórzy – wybaczcie mi – głosikiem kastrata, pisze soczystym jędrnym językiem.
Już tytuł tomiku to swoiste Introit, zaproszenie do podróży w czasie i przestrzeni. Z cygarem, butelką Burbona, na pokaz torreadorów, w stylu Hemingwaya (bo i Hemingway też jest bohaterem książki!).
W tomiku nie brakuje wierszy mikołowskich, topografia miasta się rozszerza, tunel staje się mitycznym zwieńczeniem mikołowskiego polis. Ale są i inne miasta. Paryż, Warszawa, Wilno, Lizbona, Dundee. Rozbrzmiewają rytmy flamenco, latynoska muzyka i przewijają się literackie tropy. Dwa wiersze niżej są tego dowodem, ale nie tylko.
Poste restante Andaluzja
mówisz nie chcę wychodzić
ale muszę siku
będę pisała
podróż to trumna
z tylnym wyjściem
nieboszczyk powraca nieodmieniony
tak jak ten co do niej nie wszedł
tajemnica przemienienia
zaszyfrowana w hotelowych numerkach
wielka wylinka
setki węży na stacjach benzynowych
Śmierć po południu
w plecaku
( s.23)
Flamenco dla Don Camilo Jose i dwóch niedoszłych nieboszczyków
jako że nie umiem grać ani na skrzypcach,
ani na organkach (...) spędzam wieczory w łóżku,
wyprawiając świństwa z Benicją
C. J. Cela
Smutek kurortu po sezonie wybrzmiewa
jak rozdeptywany świerszcz, pęknięta
gitarowa struna lub pierwsza myśl
o śmierci ojca. Tutaj we wrześniu
upał nadal ma słuszne rozmiary końskiego
przyrodzenia i barwę brązowej zieleni.
Wzgórza, na które patrzę, mają grzbiety
jak kasztanowe konie. Mogłabyś mnie
dosiąść, ale ciebie tutaj nie ma. Kabina
prysznicowa zupełnie jak cień figowca
szczególnie sprzyja grzechom, dla których
potrzeba skupienia. (Należy tutaj
wspomnieć, że Lazaro Codesala zabił Maur,
kiedy ten onanizował się w cieniu figowca).
Czy pan musisz tak świntuszyć, panie Cela,
przecież pan jesteś umrzyk? Tak samo martwy
jak tych sześć byków, a przypadkowo poznane
amerykanki Maria i Helena są jak najbardziej
żywe, z krwi i kości i białego mięsa. Pan z kolei
masz już niezwykle zimną wątrobę. Ale to tylko
stereotypy na temat żywych i umarłych
i nie przytrafił się żaden casual sex.
W tym względzie wyobraźnia piszącego
jest jak imperium u schyłku świetności i
musi on sobie radzić własną, ale za to obronną
ręką. Ważne, by wyjść z całej tej awantury
lepiej niż sześć martwych byków bojowych,
Don Camilo Jose z upiornie zimną wątrobą,
rozszarpany przez psy Fabian Minguela
i wszyscy mężczyźni z rodu Abencerraje,
choć to w zasadzie niemożliwe. Najlepiej
też nie mieć ani jednej z dziewięciu
cech skurwysyna, które obnosił Fabian,
ale już ani słowa o nim, tak się umówmy.
W górzystej krainie zapewne częściej
zdarzają się sny o szczytowaniu. Ociekający
krwią grzbiet byka przywodzi na myśl
ośnieżony szczyt Pico de Veleta. Arena po
walce jest jak skotłowana pościel, zaś
plamy krwi menstruacyjnej są jak
pierwsza myśl o śmierci własnej.
(s.24-25)
Wielkie chapeau bas dla Autora
!
Trzy kościoły w okolicach Dundee
Na gruzach katedry w St. Andrews pozowałem
do zdjęcia z Imieniem Róży w ręku, a gdy poszłaś
zakupić pocztówki, mewa rzekła do mnie: patrz,
Morze Północne wygląda jak bóg zrzucony z klifu.
W Broughty Ferry mewy milczały, bo strasznie
wiało. Nie chciałem wchodzić do tego kościółka,
ale musiałem się gdzieś wysikać, a Stevie powiedział,
że prowadzący w nim restaurację Hindus nie będzie
miał nic przeciwko temu i to nieprawda, że
pracuje tam za grosze kelner o czterech rękach.
Potem w Dundee nie miałem już oporów przed sikaniem
w kościele, tym bardziej, że pisuary były w kształcie
kobiecych ust, a w prezbiterium wypiłem osiem piw
zaś nawa główna przerobiona była na bar karaoke.
Zaśpiewałem Should I stay or should I go tak,
że pijani Szkoci w ogóle nie zorientowali się, że
jestem Polakiem. Chrystus wstał i wyszedł.
(s.31)
Nic dodać ,nic ująć. I na koniec prezentuję jeden z najmocniejszych wierszy tomiku. Chociaż śmiało rzeknę - wszystkie są mocne.
Wiersz, w którym Hemingway oddaje dwa strzały
Ernest ładuje kulę do strzelby
zamyka lufę w ustach
język wsuwa w zimny otwór
kula w lufie lufa w ustach
język w lufie wszystko
szczelnie zamknięte
podobno kot zamknięty
w skrzynce jest martwy
i żywy jednocześnie Ernest strzela
do wielkich kotów
na sawannie podobno
z każdej szkatułki można wyjść
tylko do drugiej
Ernest trafia kot pada
i nie pada jednocześnie
kula wyszła
tyłem głowy pomyśl
Ernest jest martwy i żywy
na początku i na końcu
lew znika wśród traw
( s.50)
Więcej – przeczytacie Państwo w tomiku, innych tropów nie zdradzę. Książkę gorąco polecam!
Jarosław Trześniewski-Kwiecień
Waldemar Kazubek „Wchodzę w to”, Wydawca Strzeliński Ośrodek Kultury, Strzelin 2017