Miłość w czasie pandemii

  • 28 Październik 2020

Iwona Sakrajda

 

Po kilku dniach gorszej kondycji fizycznej i znacznie obniżonej tolerancji na wysiłek z powodów innych niż przerastający wiele rozgłosem wirus, postanowiłam poszukać czegoś, co dodaje wiary w optymistyczne perspektywy. Mało takich motywatorów.

Rozmowy telefoniczne, czy te w sieci, dotykają powszechnych obaw.

Zabezpieczenie materialne ma być swoistą polisą na życie, jakbyśmy mieli pewność, że mamy mnóstwo czasu. Bez względu na to, czy żyjemy w momencie ogromnego zagrożenia epidemiologicznego, czy też nie. Kruchość życia jest niezmienna. Być może teraz mamy większą świadomość tego faktu.

Refleksje zamieniamy w obawy lub bunt, czy też pozorną odwagę. Nie tyle przeraża fakt ulotności życia, co jego jakość w obliczu dominujących emocji.

Niewątpliwie jesteśmy świadkami historii, czy będziemy naocznymi widzami jej efektów, czy też nie. Tymczasem przykrywamy szczelniej niż twarz maską, nasze uczucia. Tłumacząc się pożądanym dystansem, zamykamy się na to, co powinno być antidotum ulotności i kruchości. 

Tęsknimy za „normalnością” dopiero teraz, kiedy jesteśmy bardziej lub mniej ograniczeni w swobodnym działaniu. 

Szymborska pisała „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Ten czas jest dla nas takim sprawdzianem.

Sytuacje ekstremalne, graniczne ukazują naszą naturę i to, co jest dla nas największą wartością. Kolejny raz w swoich rozważaniach odnoszę się do Viktora E. Frankla, który udowodnił swoim życiem i dziełem „Człowiek w poszukiwaniu sensu”, że nawet pobyt w obozie koncentracyjnym i zagrożenie nie jest w stanie zniszczyć miłości. To ona trzyma przy prawdziwym życiu.

Miłość bliskich jest jak respirator, kiedy słabnie oddech optymizmu. Nie byłoby poezji bez relacji międzyludzkich. Nie byłoby poezji bez miłości. Wirus izolacji szerzy się znacznie dłużej niż ten niszczący pracę układu oddechowego. Szczelnie zamykamy swoje emocje w portfelach a konwersacje redukujemy do zera, albo najlepiej kilku lub kilkunastu, na koncie. Stajemy się jak „wegetatory”. Człowiek ma większe zasoby wewnętrzne niż te materialne. To nas wyróżnia. Kogokolwiek nie zapytam o coś, co skłoniło go do refleksji w ostatnim czasie, o literaturę, sztukę czy emocje zapisane nutami, w odwecie otrzymuję ironiczną odpowiedź: „kto normalny teraz o tym myśli”. 

Obecny czas jest najlepszym mikroklimatem do refleksji i przystanków, do dotyku poezji, która jest tłumaczem emocji. To właśnie w izolacji, w alienacji, wręcz w poczuciu osamotnienia rodziły się największe dzieła literatury. Te, nigdy nie były w izolacji od uczuć. Poezja kształtuje postawy, zmusza do wzruszeń.

Nie znamy siebie i swoich reakcji do końca. Nasze prawdziwe zachowania ukazują sytuacje trudne. Nie zawsze możemy dostać szansę na wykazanie swojego potencjału, dlatego warto zrobić trochę zapasów wewnętrznych. Poczytać, zatrzymać się i zastanowić, kiedy talenty polskich „dziełotwórców” były najbardziej produktywne.

Traktując czas, w jakim przyszło nam żyć jak sprawdzian, możemy wskrzesić w sobie zasoby, o których nie mamy pojęcia. Zasoby wewnętrzne, które przełożą się na codzienność. Przez pryzmat największych wartości, świat widać w innych barwach. 

W latach dziewięćdziesiątych transmitowany był w TVP program „Zwyczajni niezwyczajni”. Tematyką programu było ukazanie sytuacji, w których bohaterowie nie wahali się narażać swojego życia, w celu ratowania życia innych. Ta nadzwyczajność była kiedyś bardziej powszednia. Dziś jej coraz mniej. Nie stać nas na zwykłą, codzienną miłość, a co dopiero nadzwyczajne czyny, nawet w stosunku do najbliższych.

Nie czekajmy na sytuacje graniczne, jeśli możemy pokazać to, o czym pisali wielcy poeci, literaci, czy to, o czym śpiewali wielcy artyści. Traktujmy codzienność jak taką sytuację, która poniekąd nią jest. 

Naukowcy w obliczu nowego wirusa prowadzą prace badawcze w nielimitowanym czasie. Służby ratownicze „rozciągają” swoją dobę. W obliczu choroby bliskich, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Bieżący czas jest nieco inny od tego z tomów poezji, którymi się powinniśmy karmić, ale pamięć i dyspozycje emocjonalne są takie same. Nie warto czekać na utratę wartości, aby jej brak dał się we znaki. Wiele umknęło po drodze w ciągu kilku ostatnich, często chaotycznych miesięcy. Może życie nas wciąż sprawdza, dając kolejną szansę na poprawkę i wskrzeszenie w sobie tego, na co nas stać? Stać nas jeszcze na miłość taką z wierszy? Na taki wymiar człowieczeństwa?

 

„Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”

 

A ty dokąd,

tam już tylko dym i płomień!

- Tam jest czworo cudzych dzieci,

idę po nie!

 

Więc, jak to,

tak odwyknąć nagle

od siebie?

od porządku dnia i nocy?

od przyszłorocznych śniegów?

od rumieńca jabłek?

od żalu za miłością,

której nigdy dosyć?

 

Nie żegnająca, nie żegnana

na pomoc dzieciom biegnie sama,

patrzcie, wynosi je w ramionach,

zapada w ogień po kolana,

łunę w szalonych włosach ma.

 

A chciała kupić

bilet,

wyjechać na krótko,

napisać list,

okno otworzyć po burzy,

wydeptać ścieżkę w lesie,

nadziwić się mrówkom,

zobaczyć jak od wiatru

jezioro się mruży.

Minuta ciszy po umarłych

czasem do późnej nocy trwa.

 

Jestem naocznym świadkiem

lotu chmur i ptaków,

słyszę, jak trawa rośnie

i umiem ją nazwać,

odczytałam miliony

drukowanych znaków,

wodziłam teleskopem

po dziwacznych gwiazdach,

 

tylko nikt mnie dotychczas

nie wzywał na pomoc

i jeśli pożałuję

liścia, sukni, wiersza -

Tyle wiemy o sobie,

ile nas sprawdzono.

Mówię to wam

ze swego nieznanego serca

 

Wiesława Szymborska

 

Wartością fundamentalną jest zawsze życie, a życie bez miłości jest tylko jego cieniem. Uczucia nie są dekoracją życia, a jego smakiem i sensem. Bójmy się utraty miłości, dystansu emocjonalnego i relacji. Bójmy się izolacji wewnętrznej i obojętności, która spłyca oddech nadziei. 

 

                                                                                                    

 

Iwona Sakrajda

Powrót